Wzorem uczciwości też trudno go nazwać. Ministrowi Ziobro z kolei nieraz zbyt łatwo słowa wylatywały z ust. Niektóre z nich za daleko odbiegały od realnych podejrzeń i zarzutów. Tak właśnie było, kiedy bezpośrednio po zatrzymaniu doktora G. powiedział w czasie konferencji prasowej, że ten pan już nikogo nie pozbawi życia

Reklama

Od wybuchu tej afery starałem się zachować dystans. Teraz równie chłodnym i spokojnym okiem patrzę na poniedziałkowy wyrok, wedle którego minister Ziobro musi przeprosić Mirosław G.

Kierując się czystą wykładnią prawa, sąd podjął decyzję całkowicie z nią zgodną. Nie wolno bowiem wysokiemu dostojnikowi państwa nikogo oskarżać publicznie bez dostatecznie silnych dowodów. A szczególnie ministrowi sprawiedliwości i prokuratorowi generalnemu, gdyż jego słowa mogą być formą nacisku na organa ścigania, które dopiero w trakcie śledztwa badają zarzuty.

Patrząc więc formalnie, wszystko jest w porządku. Ale tylko formalnie. Jednocześnie bowiem stała się rzecz co najmniej niefortunna, a być może nawet zła. Z mojego wieloletniego doświadczenia wynika, że dzisiejszy wyrok zacznie żyć samodzielnie w oderwaniu od całości „dorobku” Mirosława G. Będzie on w oczach opinii publicznej uchodził za męczennika, który dopiero po zmianie ekipy rządzącej mógł doczekać się sprawiedliwości. W kąt pójdą bardzo poważne wobec niego zarzuty korupcji, znęcania się nad personelem i próby zmuszania krewnej pacjentki do stosunku seksualnego.

Reklama

Zdrowy rozsądek podpowiada więc, że nie byłoby dziury w niebie, gdyby proces ten został odroczony do czasu, do czasu rozstrzygnięcia zarzutów kryminalnych, przed jakimi stoi Mirosław G., czyli wyroku w procesie karnym.

A uzasadnienie tego wyroku pozwoliłoby sądowi cywilnemu na o wiele głębsze i bliższe prawdzie oceny. Dałoby mu szansę poznania prawdziwego obrazu Mirosława G. jako lekarza, a przede wszystkim jako człowieka. Pozwoliłoby ocenić jego wiarygodność i prawdomówność.

W oderwaniu od znajomości całego kontekstu jego działalności - w tym zarzutów dokonania przestępstw kryminalnych - sąd cywilny orzekał w jakimś stopniu po omacku.

Trochę to będzie dziwne, jeśli okaże się, że dziś przeproszony doktor za jakiś czas usłyszy miażdżący dla siebie wyrok sądu karnego. Muszę więc zadać jeszcze raz pytanie: po co ten pośpiech?