Najbardziej zaniedbanym fragmentem polskiego wymiaru sprawiedliwości są poprawczaki. Od dwudziestu lat są piątym kołem u wozu w systemie penitencjarnym. Karykaturalnie wręcz wobec innych departamentów wygląda komórka w Ministerstwie Sprawiedliwości, która centralnie zarządza poprawczakami. Ich sprawami zajmuje się ledwie kilka osób.
Skandalem jest to, że status poprawczaków określa ustawa z 1982 roku, która powinna już dawno leżeć w archiwum. Od początku lat 90. całe polskie prawo zostało zmienione. Jeśli chodzi o ustawę o poprawczakach, skończyło się na nieudolnym grzebaniu w niej.
Czy można się dziwić, że w zakładach poprawczych ciągle spotyka się młodocianych bandytów, prawdziwe byczki liczące sobie po 20 i 21 lat?
Wszyscy specjaliści zajmujący się wychowaniem trudnej młodzieży, w tym także szefowie poprawczaków, mówią, że co najmniej od dziesięciu lat dramatycznie wzrasta agresja i brutalność młodocianych przestępców. Jeszcze 15 lat temu do poprawczaków trafiali młodzi chłopcy za kradzieże rowerów czy drobnego sprzętu elektronicznego ze sklepów, włamania do mieszkań i piwnic, udział w przypadkowych bójkach. Tylko niewielka część z nich popełniała groźniejsze czyny – napady z użyciem noża, rozboje na pijakach śpiących w parkach.
Dziś około 80 proc. wychowanków zakładów poprawczych przebywa tam za wymuszenia rozbójnicze, napady z bronią, podpalenia, współudział w zabójstwach czy wręcz za zabójstwa.
Nieustannie obniża się też granica wieku sprawców najbardziej agresywnych czynów. To, na co jeszcze kilka lat temu zdobywali się młodociani recydywiści w wieku między 17 a 20 lat, dziś nagminnie popełniają czternastolatkowie. Zdarza się, że i chłopcy w wieku 12 lat.
W sprawach przestępstw młodych i najmłodszych prawo nie nadąża za życiem. Od kilku już lat winny być zmienione przepisy tak, aby najbardziej agresywni, brutalni, niebezpieczni młodociani przestępcy trafiali do zwykłych więzień, a nie przebywali w warunkach, w których z łatwością mogą dać ujście swojej nienawiści do świata. Gdzie w dodatku demoralizują chłopców, którzy mieliby szansę w przyszłości stać się normalnymi członkami społeczeństwa.
– Widziałeś, jak oni wyglądają? – mówiła z przerażeniem jedna z moich koleżanek, która oglądała zdjęcia buntowników z poznańskiego poprawczaka. – Jak prawdziwi bandyci – dodała.
Podczas gdy cały świat zmienia się, polskie poprawczaki zostały skansenem.
Za wypadki w poznańskim poprawczaku nie chcę winić wychowawców. Ale każdy, kto choć liznął trochę wiedzy o tym, co się dzieje „za tym murem” wie, że ośrodki te w okresie od czerwca do września są „wybuchowymi” miejscami. Z regularnością szwajcarskiego zegarka nasilają się ucieczki oraz agresywne, zbiorowe wystąpienia. Dlatego jeśli powszechnie lato uznaje się za okres rozluźnienia, wakacji, w poprawczakach winna obowiązywać dodatkowa mobilizacja. Wzmocnienie ochrony, czujność wychowawców na zagrożenia. W innych krajach wprowadza się nawet w tym czasie dodatkowe techniczne zabezpieczenia. U nas, jak zwykle, tego wszystkiego zabrakło.