Zbigniew Ziobro chce być gwoździem. Gwoździem do trumny opozycji. Przy wszystkich wątpliwościach co do jego osoby, jakie powstały w związku z tzw. sprawą Kaczmarka, nie da się ukryć, że jeśli rzeczywiście dojdzie do wcześniejszych wyborów, Ziobro będzie twarzą i bronią zaczepną PiS. To jest ich szeryf, następca Lecha Kaczyńskiego.

Reklama

Owszem, w związku z rolą, jaką Zbigniew Ziobro odgrywa w sprawie Kaczmarka, powinno się go odsunąć do czasu wyjaśnienia całej sprawy w cień. Ale dziś już widać, że tak się nie stanie, że będzie on orężem w walce wyborczej, i nie wykluczam że orężem skutecznym.

Minister Ziobro, dziękując prokuratorom za udowodnienie, że Kaczmarek kłamał w sprawie swych kontaktów z Ryszardem Krauzem, powiedział że przyjdzie czas na ujawnienie faktów o Donaldzie Tusku, Olejniczaku i Lepperze. Tłumaczył potem, że nie miał na myśli żadnych "haków".

Nie da się jednak wykluczyć, że aparat podległy ministrowi zajmuje się szukaniem materiałów, które mogą być wykorzystane w kampanii wyborczej. PiS nie może się dziś pozbyć takiego gracza jak Ziobro. Wydaje się zresztą, że prezes tej partii ufa mu bezgranicznie i żadne oskarżenia wysuwane przez byłego szefa MSWiA tego nie zmienią.

Reklama

Ja sam nie ufam Januszowi Kaczmarkowi. Zauważam bowiem, że jego ocena wielu spraw zmienia się wraz ze zmianą stołka, który zajmuje. Gdy był prokuratorem krajowym, w jednym z programów "Teraz my" przekonywał Tomasza Sekielskiego i mnie, że prokuratury działają perfekcyjnie, nie istnieją żadne polityczne naciski i wszystko jest czyste i kryształowe.

O nieprawidłowościach nie ma mowy. Wystarczyło jednak pozbawić go funkcji ministra spraw wewnętrznych, by zaczął snuć zupełnie inną, mroczną wizję. Ale dziś nawet najwyżsi urzędnicy naszego państwa nie mogą zaprzeczyć wszystkim jego słowom.

Prezydent i premier przyznają, że jego wypowiedzi o nadużyciach, o powszechnej inwigilacji, o politycznym tle postępowań karnych - to mieszanina prawdy i fałszu. Pytanie: ile jest tego fałszu? Niechby to była nawet większość, to mniejszość i tak jest "porażająca". I w dużym stopniu obciąża właśnie naszego bohatera - Zbigniewa Ziobrę.

Reklama

W tej sytuacji minister sprawiedliwości staje się sędzią we własnej sprawie. Sprawę Kaczmarka badają prokuratorzy, którzy Zbigniewowi Ziobrze zawdzięczają swoją pozycję. Dlatego minister nie musi osobiście angażować się w postępowanie, żeby pojawiała się wątpliwość co do obiektywizmu śledczych.

Tym bardziej, że - jak podały media - przy przesłuchaniach jest obecny niedawny osobisty asystent Zbigniewa Ziobry. Jeśli więc nawet minister ogłasza, że się ze sprawy wyłączył, to za mało. Ludzie ją prowadzący wiedzą, że on i tak za chwilę będzie decydować o ich "być albo nie być" w prokuraturze.

Dla czystości sprawy minister Ziobro powinien zostać zawieszony czy podać się do dymisji do czasu wyjaśnienia zarzutów Kaczmarka. W końcu w rządzie PiS nie jest niczym nadzwyczajnym odwołać ministrów po to, by za kilka tygodni powołać ich na nowo.

Jako minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro pełni rolę niejednoznaczną. Stawia on interes polityczny ponad tym, co nazwać można dobrem wymiaru sprawiedliwości. Nawet przybierając pozę prawnika profesjonalisty, Ziobro nie może ukryć, że najważniejsze dlań jest zwycięstwo jego formacji i jego samego.

Przede wszystkim jest po prostu politykiem, a to nie jest najlepsza rekomendacja na ministra sprawiedliwości. Nie mogę mu jednak odmówić wprowadzenia do polskiego sądownictwa pewnego zdrowego fermentu. Samo otwarcie dyskusji nad kształtem i kondycją sądów w Polsce stało się wartością. Dotąd bowiem wszyscy na przewlekłość postępowań utyskiwali, ale złego słowa nie można było powiedzieć ze względu na sędziowską niezawisłość.

Zbigniew Ziobro przynajmniej w tej jednej sferze dokonał pozytywnej zmiany, ale na tym powinien poprzestać. A on chciałby sobie sądy podporządkować, czego nie wolno robić nikomu, tym bardziej politykowi.

O dalszym losie Zbigniewa Ziobry przesądzi wynik wyborów. Jeśli PiS straci większość, to zapewne powołane zostaną komisje śledcze - ds. akcji CBA w Ministerstwie Rolnictwa czy ds. śmierci Barbary Blidy. Ich działanie może zakończyć świetlaną karierę pisowskiego szeryfa.

Kiedy już wszyscy prokuratorzy poczują, że od Ziobry nie zależą, być może powtórzą słowa Zygmunta Kapusty, który przed komisją orlenowską zauważył, że politycy przestaną dzwonić do prokuratorów z wytycznymi tylko wtedy, gdy im się zabierze z biurek telefony.

Dowiemy się zapewne, kto do kogo dzwonił i po co, a to nie będzie wiedza sprzyjająca Zbigniewowi Ziobrze. Dopiero w takiej sytuacji Jarosław Kaczyński nie będzie miał już wyboru, będzie musiał przynajmniej na jakiś czas pożegnać się z młodym szeryfem IV RP.

Jednak nie zapominajmy, że Ziobro jest bardzo młodym politykiem, ma jeszcze czas. Nie wierzę jego zapewnieniom, że nie chce być prezydentem. Myślę, że na dłuższą metę jego ambicje są ogromne. Bracia Kaczyńscy zapewne doskonale zdają sobie sprawę, że kiedy któryś z nich upadnie, wówczas Ziobro stanie na jego trupie i sięgnie po władzę. Jednak takie prawa rządzą polityką na całym świecie.