Lech Kaczyński mówi: jestem gotów świętować z Lechem Wałęsą trzydziestolecie „Solidarności”. Wałęsa na to: to ohydna i bezczelna gra Kaczyńskiego, ale jestem gotów świętować. Tak wygląda ich wymiana zdań, i tak pewnie będzie wyglądać za rok, dwa, pięć, może i zawsze.

Reklama

Wałęsa ma trochę racji, podejrzewając obecnego prezydenta, że wysunął taką ofertę, bo zbliżają się wybory. Gdyby Kaczyński kierował się odczuciami, wpadłby na pomysł pojednania z byłym prezydentem wcześniej. Z drugiej strony, proponując pojednanie, choćby i fałszywe, to Kaczyński zmierza, pytanie, na ile konsekwentnie, w stronę politycznej normalności.

Słynny przedwojenny francuski polityk Georges Clemenceau nie poszedł na pogrzeb polityka, który wygrał z nim wybory prezydenckie. W dawnej epoce mocnych ideowych tożsamości i wielkich namiętności zasłużył raczej na pochwały, nawet i w demokracji. Dziś w świecie ceni się jednak bardziej umiejętność dyplomacji. Polska z neurotycznymi atakami jednych polityków na drugich jest trochę anachroniczna. A już Kaczyńscy upierający się, że Wałęsa to „Bolek”, i Wałęsa wymyślający im od durniów, byli zawsze wyjątkowo staroświeccy. Jak już prezydent poszedł na chwilę po rozum do głowy, były prezydent trwa przy emocjach z „Zemsty” Fredry.

Media opowiedzą to zresztą jeszcze inaczej. Bo relacjonując ten konflikt, większość polskich elit liczy Kaczyńskim podwójnie każdą małostkowość i wybacza Wałęsie nawet jawne chamstwo. To prawda, obecny prezydent i lider PiS mogliby się nie upierać przy swojej wersji historycznej prawdy. Bo ta prawda jest chyba bardziej złożona, niż oni ją widzą. Wałęsy z piedestału bohatera strącić i tak się nie da, a szczypta hipokryzji jest konieczna, jeśli państwo czy tradycja solidarnościowa mają być wspólne. Ale też w krytycznych opiniach Kaczyńskich na temat roli Wałęsy po roku 1989 było wiele akcentów racjonalnych. Tymczasem ten mecz na słowa relacjonuje się przeważnie w sposób stronniczy. Co Wałęsy bynajmniej nie uspokaja, a jeszcze rozsierdza Kaczyńskich.

Reklama

Tyle że opisujący te zdarzenia są więźniami własnych emocji, albo politycznego interesu, równie mocno jak główni bohaterowie. To dodatkowa gwarancja, że ta wojna prędko się nie skończy.