W minioną niedzielę podczas prawyborów we Wrześni Janusz Korwin-Mikke najpierw z mównicy ogłosił, że dzieci zdrowe mogą przejąć schorzenia od niepełnosprawnych, a potem powiedział dziewczynce, która porusza się na wózku, że nie puściłby swojego dziecka do klasy z dziećmi niepełnosprawnymi. Do Wrześni dziewczynkę przywiozła matka, która należy do Partii Kobiet.

Reklama

Historia opisana przez DZIENNIK wzburzyła Joannę Kluzik-Rostkowską, minister pracy, nadzorującą departament ds. kobiet, rodziny i przeciwdziałania dyskryminacji. Poprosiła resortowych prawników o analizę przytoczonych przez nas słów polityka UPR. "Wypowiedzi Korwin-Mikkego w ewidentny sposób łamią zapisy konstytucji i ustawę o systemie oświaty" - oświadczyła minister. Dodała, że resort sprawdza już, w jaki sposób wystąpić z tym na drogę prawną.

Polityk UPR oświadczył wczoraj, że jego słowa zostały przekręcone i zapowiedział, że pozwie DZIENNIK do sądu. Dwukrotnie dziennikarze próbowali wczoraj ustalić, które fragmenty uważa za nierzetelne, ale oświadczył, że adwokat zabronił mu rozmawiać.

Świadkowie niedzielnych wydarzeń nie mają jednak żadnych wątpliwości, że artykuł DZIENNIKA wiernie przedstawia fakty. "Było tak, jak opisaliście. Uważam wręcz, że Korwin-Mikke był jeszcze bardziej arogancki, jego gestykulacja, mimika twarzy spowodowały, że strasznie nas zdenerwował. Na dodatek nazwał nas głupimi" - opowiada kolejny świadek Grażyna Ciesielska, która była przy stoliku Partii Kobiet, gdy zjawił się tam Korwin-Mikke.

Reklama

Kolejny świadek incydentu, Bogna Stawicka potwierdza, że polityk UPR głosił szokujące opinie przez megafon. "Mówił, że dzieci niepełnosprawne powinny być w osobnych klasach, bo się źle czują w tych normalnych. Potem padło kolejne zdanie i następne: Bo Polska nie jest dla Murzynów - opowiada Stawicka. - Dziewczyny z Partii Kobiet się popłakały".

Kiedy w poniedziałek DZIENNIK pytał Korwin-Mikkego o jego zachowanie we Wrześni, twierdził, że z dziewczynką na wózku rozmawiało mu się "bardzo miło". "Jeżeli pan Korwin-Mikke uważa, że to była sympatyczna rozmowa, to ja mu gratuluję poczucia humoru" - mówi Ciesielska. A Łukasz Naczas z SLD precyzuje: "Pamiętam, jak z szyderczym uśmiechem pytał niepełnosprawną dziewczynkę, czy bierze udział w lekcjach WF. I że jak będzie grać w piłkę na wózku, to będzie opóźniać grę innych dzieci".



Reklama

Anna Monkos: W DZIENNIKU opisaliśmy sytuację z prawyborów we Wrześni, gdzie Janusz Korwin-Mikke mówił, że w klasach integracyjnych dzieci zdrowe przejmują schorzenia od dzieci chorych. Polityk twierdzi, że to nieprawda i chce pozwać wydawcę DZIENNIKA.
Monika Kamieńska:
Do sądu? Przecież jego słowa słyszało wiele osób. Słyszałyśmy to my, politycy LiD i mieszkańcy Wrześni. Czy Korwin-Mikke uważa, że to jest jakaś zbiorowa zmowa przeciwko niemu? A może nie pamięta, co mówił we wzburzeniu?

A co dokładnie mówił?

Byłam wtedy na Rynku i słyszałam, jak mówił, że w ogóle integracyjne szkoły to jest chory pomysł, dlatego że dzieci chore zarażają tą chorobą inne dzieci. I że przyszłość należy do ludzi silnych, szybkich, mądrych i zdrowych. Na co tam zaczęły się podnosić głosy oburzenia tłumu. Ja wzięłam mikrofon i powiedziałam: Jak pan może tak mówić, na naszym stoisku jest dziewczynka na wózku, która jest bardzo inteligentna, zdolna, jest mistrzynią Polski w pływaniu. Zignorował to.

Nie zareagował?

Nie. Mówił dalej. Dopiero kiedy podeszła do niego matka dziewczynki, wtedy przyszedł do naszego stolika. Myślałam, że on przeprosi to dziecko, ale nie. Wręcz przeciwnie. Podszedł do niej i spytał ją, czy ona nie czuje się gorzej w tej szkole i w jaki sposób ona ćwiczy na lekcji WF jako niepełnosprawna. A do matki powiedział, że jej córka zaraża inne dzieci śmiercią. I że ona jako matka dziecka niepełnosprawnego też jest zarażona śmiercią. I że np. dziecko kulejące, które wejdzie do szkoły, to zaraża inne dzieci i one też zaraz mogą kuleć. I dodał, że wszystkie dzieci źle się czują w towarzystwie tego dziecka. I ono z nimi.
Świadkiem tych słów była liczna grupa dziennikarzy i mieszkańców Wrześni, którzy żywo obserwowali sytuację. Ludzie z tłumu zaczęli krzyczeć, że to już Hitler wymyślił, i czy według pana Korwina należy stworzyć getta dla ludzi niepełnosprawnych i chorych. Krzyczeli też, że to wstyd, żeby w dwudziestym pierwszym wieku ktoś wygłaszał takie poglądy. Byłyśmy tak wzburzone, że większość z nas się popłakała z nerwów.

Monika Kamieńska* jest przewodniczącą regionu łódzkiego Partii Kobiet, nauczycielem i pedagogiem z wieloletnim doświadczeniem