Każdy pułkownik i generał, a w Marynarce Wojennej komandor i admirał, przed objęciem stanowiska będzie musiał złożyć oświadczenie o tym, czy współpracował z PRL-owskimi służbami specjalnymi, takimi jak np. Zarząd II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego czy SB. "Kapelani czy psychiatrzy też będą podlegali tym rygorom. Nie będzie żadnych wyłączeń" - mówi poseł Michał Jach (PIS), przewodniczący sejmowej podkomisji pracującej nad tym dokumentem.

Reklama

Nowy artykuł pojawił się w ustawie po konsultacjach z szefem MON Aleksandrem Szczygłą. Nie ma w nim zapisu mówiącego wprost o tym, że oficerowie, którzy współpracowali ze służbami PRL, oraz tacy, którzy oświadczeń nie złożą albo w nich skłamią, będą automatycznie zwalniani z armii. Decyzje o tym ma podejmować minister obrony po zbadaniu konkretnego przypadku. Jednak zdaniem posła Jacha generalny zamysł jest taki, by współpraca skutkowała wydaleniem z wojska.

Według parlamentarzystów PiS, za wprowadzeniem takich przepisów przemawiają względy bezpieczeństwa: oficerowie mają dostęp do najważniejszych informacji o państwie i państwo musi mieć sto procent pewności, że są lojalni. "Musimy mieć pewność, że nasza kadra spełnia najwyższe wymogi patriotyczne" - uzasadnia Michał Jach. "Wiemy przecież, że w czasach PRL wojsko miało kontakt z radzieckimi agentami. Po upadku ZSRR niektórzy oficerowie podtrzymali te związki".

Zapisy wprowadzono do projektu zmian w ustawie o służbie wojskowej żołnierzy zawodowych, zwanej popularnie ustawą pragmatyczną. Jednak de facto zmieniają one ustawę lustracyjną. " Fatalnie, że takie przepisy wprowadza się do ustawy, która jest o czymś zupełnie innym - o służbie żołnierzy. Należało je wprowadzić do ustawy lustracyjnej" - mówi Bogdan Zdrojewski, przewodniczący sejmowej komisji obrony narodowej.

Reklama

"Przecież Trybunał Konstytucyjny zakwestionował nawet wzór oświadczenia lustracyjnego! Biuro Legislacyjne Sejmu wystawiło negatywną opinię o tych zapisach" - dodaje. Poseł Marek Opioła (PiS), jego zastępca, ripostuje: "Trybunał zakwestionował wzór oświadczenia, a myśmy tylko wpisali, że oficerowie muszą oświadczenie składać. Według jakiego wzoru, to się jeszcze rozstrzygnie" - mówi.

Były wiceminister obrony Janusz Zemke jest przeciwny inicjatywie. "Uważam, że to złośliwa demonstracja polityczna, która ma na celu poniżenie oficerów starszych i skłócenie ich z młodszymi" - mówi. Jego zdaniem już dzisiaj szef MON ma narzędzia pozwalające mu sprawdzić, kto współpracował z PRL-owskimi służbami.

"Każdy pułkownik i generał, z wyjątkiem np. kapelanów, musi mieć certyfikat bezpieczeństwa. Aby go dostać, musi odpowiedzieć na pytanie, czy współpracował ze służbami. Odpowiedź podlega drobiazgowemu sprawdzeniu przez służby wojskowe" - mówi Zemke. Dodaje, że jest też drugi sposób, zgodnie z praktyką wojskową na etat pułkownika wyznacza szef MON, który może zażądać od służb wojskowych materiałów na temat danej osoby. Jeśli kandydat mu nie odpowiada, nie musi go awansować. "Po jakiego diabła to wpisywać do nowej ustawy" - zastanawia się były wiceminister.

Nowe zapisy dzielą też żołnierzy. "Nie widzę przeszkód, żeby te przepisy wprowadzić. Istnieje ryzyko, że oficerowie, którzy kiedyś współpracowali z PRL-owskimi służbami, są szkodliwi dla armii" - mówi nam nam jeden z generałów brygady. "Zaczyna to przypominać chocholi taniec, lustrowanie lustrowanych. Nie potrafię sobie wyobrazić wojskowego psychiatry, który nie miał kontaktu z oficerami służb specjalnych! Ja osobiście taką współpracę uważam za formę zaszczytu i służby dla państwa, mimo że mundur założyłem w czasach PRL" - odpowiada mu psychiatra w mundurze.