To uwłacza wszelkim formom protokolarnym - denerwował się po wyjściu z Pałacu Prezydenckiego Lepper. "Przyjęli mnie w jakimś pokoiku" - opowiadał wzburzony. Dodał, że to niepoważne traktowanie koalicjanta, bo przecież Samoobrona nadal jest w rządzie.

"Nie było w tym celowego działania" - tłumaczył w TVN24 prezydencki minister Maciej Łopiński. Przekonywał, że nieobecność Lecha Kaczyńskiego wynikała tylko z napiętego planu spotkań prezydenta, a nie ze złej woli. Dodał, że także inni urzędnicy byli powoływani lub odwoływani bez głowy państwa - np. szefowa rady radiofonii Elżbieta Kruk.

Reklama

Akt odwołania Leppera prezydent podpisał już w poniedziałek. Zaczęły się domysły, czy Lepper wyleciał z rządu w tym momencie, czy też stanie się to dopiero po wręczeniu mu aktu.

Zdezorientowany był sam szef Samoobrony. Na zadane przed południem pytanie o to, czy nadal jest w rządzie, najpierw milczał, potem pytał współpracowników, czy akt odwołania już dotarł do ministerstwa, wreszcie pół żartem, pół serio oskarżył dziennikarzy, że to ich wina, bo uwierzył im, że jest już byłym wicepremierem. Na koniec zastanawiał się, czy nie powinien dzisiaj być w pracy.

Sytuacja wprowadziła w osłupienie nawet specjalistów od polskiego ustroju. Prof. Wiktor Osiatyński mówił w TVN24, że pierwszy raz spotyka się z takim wydarzeniem i trudno powiedzieć, jak traktować Leppera. W końcu zareagowała Kancelaria Prezydenta i obwieściła, że Lepper otrzyma dymisję przed południem. I tak się stało.