Anna Nalewajk: Na wtorkowej konferencji prasowej, gdy jeden z dziennikarzy zatytułował pana ministrem, zirytował się pan. Ile w Andrzeju Urbańskim zostało polityka?
Andrzej Urbański:
O ile pamiętam ministrem przestałem być 2 czerwca 2006. To jest oczywiście miłe, gdy się człowieka tytułuje w związku z funkcją, którą w życiu pełnił, ale jest mniej miło, gdy się sugeruje, że ja do TVP przyszedłem jako polityk. Ja w odróżnieniu od mojego poprzednika nie boję się ani polityki, ani polityków, bo z nimi pracowałem. W Warszawie prezydent Lech Kaczyński czterem osobom zaproponował, żeby zostały jego zastępcami. Żadna z tych osób nie była wówczas politykiem. Politykiem partyjnym przestałem być w takim wąskim sensie w 1992 roku, gdy odszedłem z Porozumienia Centrum.

No tak, ale pierwszy raz w historii tej firmy na czele telewizji staje czynny polityk.
Czynnym politykiem przestałem być 14 lat temu. Co jeszcze mam wyjaśniać? Byłem urzędnikiem państwowym, byłem urzędnikiem samorządowym. Nie byłem politykiem, bo to nie ja kształtowałem rzeczywistość polityczną w Polsce. Co najwyżej pracowałem dla Prezydenta RP, z czego jestem dumny. A z ustawy o rozwiązaniu WSI będę dumny do śmierci.

Rozmawiał pan od czasu swojej nominacji z premierem i prezydentem?

Z prezydentem rozmawiałem raz. To nie znaczy, że będę unikał kontaktu z premierem czy prezydentem, i to nie tylko dlatego, że mój związek z obydwoma panami jest przyjacielski.

Ataki na TVP pana denerwują?
Media uważają, że mogą bezkarnie ujeżdżać tę kobyłę pod tytułem telewizja publiczna. Stacja, która najbardziej troszczy się o niezależność TVP, z dnia na dzień bez ceregieli pozbyła się swej największej gwiazdy z przyczyn politycznych, ponieważ w sondażu prezydenckim wypadł zbyt dobrze. Czy to jest właśnie ta niezależność, o którą dziennikarze tej telewizji mnie we wtorek pytali. Mogę również zapytać, czy to etyczne płacić ludziom, aby w jakichś programach opowiadali o tym, jak ktoś ich zgwałcił, że czyjaś córka jest prostytutką.

Czy pana dziennikarze nie zasłużyli na to, żeby powiedział im pan, że zachowają niezależność, że nie będzie nacisków politycznych?

Dziennikarzom TVP nie są potrzebne specjalne zapewnienia, bo wiedzą, że przez pięć tygodni tylko raz zadzwoniłem na plac Powstańców, prosząc, aby podać informację, że młodzi Polacy wygrali światowe mistrzostwa w programowaniu. To była jedyna moja ingerencja. Te pytania o niezależność to fałszywa troska konkurencji. Ataki na TVP mają w podtekście brutalną walkę o rynek.
Byłoby dla mnie zaszczytem, gdyby do telewizji wróciła Monika Olejnik, i jak pani się domyśla, nie ma takiej osoby w Polsce, która mogłaby pani Monice cokolwiek narzucić.

A Monika Olejnik wróci do TVP?
Tego nie mogę potwierdzić, ale jestem optymistą.

Co pana najbardziej zaskoczyło w ciągu tych pięciu tygodni urzędowania na Woronicza?
W tej firmie nie ma solidarności korporacyjnej. To się musi zmienić. Żadna korporacja nie działa dobrze, gdy pracownicy nie czują, że prezes jest za nich gotów polec. Od teraz będzie tu obowiązywać zasada: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. W TVP nie ma też ducha konkurencyjności. Dlatego z taką obsesją powtarzam o walce z konkurentami od szóstej rano.

Rozumiem, że uważa pan, że Trójka przegrywa z TVN 24, jeżeli chodzi o newsy?
Trójka ma trzykrotnie większą oglądalność. TVP 3 jest w ciągłej przebudowie. Mamy sukces w informacjach. Za to w publicystyce telewizja publiczna była potęgą w latach 90. Chcę tę potęgę odbudować.

Kto będzie twarzą publicystyki?
Myślałem o różnych osobach, ale czekałem z propozycjami dla nich, aż zostanę prezesem. Uwielbiam debatę i spór. Myślę o takich osobach jak Rafał Ziemkiewicz czy prof. Ryszard Legutko, do których jest mi blisko, ale także o Sławomirze Sierakowskim. Cenię Kingę Dunin. Jeżeli chodzi o jej poglądy społeczne, to jest mi bardzo bliska, choć jest mi dużo dalej do jej poglądów feministycznych.

Osobiście pan będzie nadzorował publicystykę?
Proszę to wytłuścić. Osobiście nie będę nadzorował żadnych programów.

Tyle misji, ile oglądalności. Czy TVP jest zbyt komercyjna?
Nie. Ale są przypadki, kiedy pogoń za pieniędzmi w telewizji publicznej przekracza pewną delikatną granicę. Takim przypadkiem jest nocne audiotele w TVP 2. Jak zobaczyłem tego pana, który prosi ludzi, żeby dzwonili i odgadywali zagadki, to się zdenerwowałem. Moglibyśmy w tym czasie puszczać spektakle teatralne albo filmy przedwojenne albo Kabaret Starszych Panów. Nie chodzi, żeby zarobić tylko 100 tys. zł. A czy pani wie, że ten rzekomo niechciany Teatr Telewizji potrafi przyciągnąć ponad 1,6 mln widzów?

TVP Historia startuje 3 maja, a TVP Info?
Jestem fanem tego projektu, ale musimy go udoskonalić, żeby miał zagwarantowany sukces. Zrobimy wszystko, żeby ruszył jak najszybciej, ale musi być dobry.

Gwiazdy są w Polsacie, a przede wszystkim w TVN...
W TVP są gwiazdy. Jesteśmy bezkonkurencyjni w informacji, sporcie. Trochę gorzej jest w rozrywce. Proszę dać mi czas, żeby ściągnął ludzi, którzy są gwiazdami, i zapewniam - są bardzo zainteresowani pracą u nas. Tu trwa nieustający casting.

Kto będzie szefem Wiadomości?
Prowadzę rozmowy z trzema różnymi ekipami. Nie wszystkie osoby pracują dziś w TVP. Dam pani przykład, który doprowadza mnie do pasji. Telewizja publiczna bije konkurentów na głowę, jeżeli chodzi o korespondentów zagranicznych. Dlaczego ja ich nie widuję w Wiadomościach? Bo jak oni wchodzą na antenę to dziennikarze krajowi nie wchodzą. Wiadomości przestały się ścigać z Faktami, przestały się tabloidyzować, co mnie cieszy. Zresztą reakcja Faktów była natychmiastowa. One zaczęły podążać za nami.

Czuje pan, że nie będzie łatwo przekonać dziennikarzy, żeby pracowali w TVP?
W telewizji pracuje 503 dziennikarzy, ale trzeba otworzyć telewizję publiczną na dziennikarzy z innych mediów. Chodźcie i próbujcie. Ja nie będę decydował, kto będzie występował na antenie. O tym zdecydują procedury i oglądalność, a nie jakieś widzimisię, nawet moje.








































Reklama