Według brytyjskiej prokuratury, Tomczak 22 lipca 2006 roku napadł, pobił i zgwałcił 48-letnią mieszkankę Exeter. Te zarzuty potwierdził sąd, który skazał go na podwójne dożywocie. "To kawał czasu. Długo to do mnie nie docierało i chyba jeszcze nie do końca dotarło" - mówił Jakub Tomczak w programie "Czarno na białym" w TVN24.

Reklama

Tak wspominał feralny wieczór, kiedy doszło do gwałtu: "Tego wieczora pamiętam, że siostra, jej koleżanki i ja mieliśmy mieć pierwszy wolny wieczór od przyjazdu tam. Umówiliśmy się, że zrobimy sobie imprezę. Przejść się po mieście, od pubu do pubu. Luźny wieczór. Wieczór był przyjemny. Było nas pięć osób: siostra, trzy koleżanki i ja".

Przyznał, że tego wieczoru nie wydarzyło się nic szczególnego. "Jedyne co, to że się odłączyłem od dziewczyn i poszedłem do tego hotelu, w którym pracowałem. To było jedyne miejsce, gdzie można było o tej godzinie kupić papierosy. Kupić niestety nie kupiłem, nie miałem drobnych, kolega na recepcji nie miał rozmienić. Spaliłem z nim przed hotelem i ruszyłem w drogę" - relacjonował. Przyznał, że wypił tego wieczoru "dwa, góra trzy piwka".

Tomczak wiele mówił o przebiegu procesu w Wielkiej Brytanii i o atmosferze, jaka wówczas panowała. "Z tego, co pamiętam, tam była straszna presja opinii publicznej. Zostałem skazany przed rozpoczęciem procesu. Jak tylko powiedzieli, że udało im się złapać sprawcę, gazety w Exeter zaczęły się rozpisywać, że to na 100 procent sprawca" - mówił.

Reklama

Wspominał też eksperta, który w czasie procesu analizował nagrania z monitoringu miejskiego, które były jednym z dowodów oskarżenia. Widać na nich Jakuba Tomczaka i podobną do niego postać, która idzie za kobietą, późniejszą ofiarą gwałtu. "Nawet chyba pamiętam, jak się zachowywał ten ekspert. Był taki trochę zmieszany" - mówił.



Mężczyzna stwierdził, że Anglia nie jest przychylna Polakom. "W Anglii funkcjonuje jakiś stereotyp Polaka zabierającego pracę prawdziwym Anglikom. Stykałem się z tym również w więzieniu, w którym dostałem robotę. Poza tym w Anglii Polak ma łatkę kombinatora i idealnego kandydata do zarzutu gwałtu" - przekonywał.

Reklama

Przyznał, że z decyzją o odbywaniu wyroku w Polsce pojawiła się w nim nadzieja. "Znałem pobieżnie wyroki grożące za podobne czyny w Polsce i liczyłem, że Polska dostosuje wyrok do polskiego prawa karnego. Czyli 12 lat maksymalnie" - mówił Tomczak. Rzeczywistość okazała się jednak inna. "Przed polskimi sądami nie miałem w ogóle opcji walki o uniewinnienie, a w Anglii niestety nie dostałem szansy na drugą instancję. Ich system prawny jest tak skonstruowany, że po ogłoszeniu wyroku, to podwójne dożywocie było już prawomocne" - tłumaczył.

Wspominając początki sprawy relacjonował telefon, jaki dostał od siostry. Był wówczas w Poznaniu, gdzie studiował. "Z tego, co mówiła siostra, to oni chcą próbki DNA w celach eliminacyjnych. Później jak rozmawiałem z nimi przez telefon, powiedzieli, że chcą mnie w charakterze świadka" - opowiadał. Przyznał, że mógł nie zgłosić się na te badania i nie groziły mu za to żadne sankcje. "Nie chciałem być w ogóle łączony z tą sprawą. Pomyślałem sobie, że im szybciej zostanę wyłączony z tego śledztwa, tym lepiej" - mówił.

Jakub Tomczak karę odbywa w Polsce - polski sąd potwierdził jej wymiar, a w grudniu Kancelaria Prezydenta poinformowała, że nie wszczęto procedury ułaskawienia. "Ja po prostu tego nie rozumiem, tak jakbym w ogóle nie był obywatelem tego kraju. Jeżeli sąd nie może się zając sprawą swojego obywatela, to kto ma to zrobić" - komentował Tomczak. Do prezydenta trafił jednak drugi taki wniosek, uzupełniony o nowe ekspertyzy.