Zaczęło się od kłótni domowej. 38-letni Roman F. pobił konkubinę i w ataku szału przeciął przewód łączący butlę gazową z kuchenką. Potem chwycił zapalniczkę i zagroził, że wysadzi wszystkich w powietrze. Przerażeni domownicy uciekli i wezwali policję.

Reklama

Kiedy przyjechali mundurowi, kamienica wciąż stała, a furiat zdążył... zasnąć na łóżku w pokoju. Mężczyzna ciągle trzymał w ręku zapalniczkę. Był otoczony kilkoma butlami - wszystkimi, jakie znalazł w mieszkaniu. Determinacja awanturnika była na tyle wielka, że kiedy nie doszło do wybuchu, próbował odkręcić gaz w następnych pojemnikach. Na szczęście we wszystkich znajdowały się tylko resztki gazu. Wszędzie czuć było jego woń, ale stężenie było za małe na eksplozję.

Policjanci zatrzymali Romana F. do wytrzeźwienia w policyjnym areszcie i chyba na tym się tylko skończy. Mimo że wszystko wyglądało bardzo poważnie, to jednak butle były puste. "Ten fakt uniemożliwia postawienie sprawcy zarzutu narażenia ludzi na niebezpieczeństwo" - tłumaczy Magdalena Jędrejek z lubelskiej policji.

Roman F. od dawna terroryzuje domowników. Jest nieobliczalny. Nie ma na niego żadnego sposobu, bo nikt nie ma odwagi złożyć na niego oficjalnej skargi. Mieszkańcy boją się, że historia może się powtórzyć. "Ten człowiek powinien być pod stałą kontrolą. Czy dopiero jak dojdzie do tragedii, ktoś zainteresuje się sprawą?" - pytają przerażeni lokatorzy.