Na dowód pokazują ranking wartości marek narodowych, z którego wynika, że Polska plasuje się dopiero na 45. pozycji obok Chile, Peru, Chorwacji czy Estonii mimo lepszych wskaźników gospodarczych. Dlatego wśród inicjatorów nowo powstałej instytucji znalazły się największe organizacje zrzeszające przedsiębiorców – Konfederacja Lewiatan i Pracodawcy RP oraz Krajowa Izba Gospodarcza, która razem ze Stowarzyszeniem Komunikacji Marketingowej SAR w zeszłym roku zorganizowały niezbyt udany konkurs na nowe logo Polski. Zwycięska sprężyna – delikatnie mówiąc – nie zdobyła uznania. Projekt, który pochłonął 220 tys. euro, powszechnie skrytykowano. CZYTAJ WIĘCEJ: Dość polskiej logomanii! >>>
– Zaskoczyła nas temperatura debaty. I choć nie potoczyła się ona po naszej myśli, to jednak byliśmy zadowoleni, że udało się zainicjować ogólnopolską mdyskusję na temat tego, jak promować za granicą nasz kraj – mówi Szymon Gutkowski, szef SKM SAR.
Przedstawiciele fundacji biją się w pierś, że konkurs na logo zorganizowano zbyt szybko. Ale nie zamierzają rezygnować z wypracowanej przez światowej sławy eksperta Wally’ego Olinsa koncepcji promowania Polski jako kraju „twórczego napięcia” i nie wykluczają, że w przyszłości wrócądo tematu. – Problem logo i konkretnych kampanii promocyjnych pojawi się na końcu naszych działań. Najpierw chcemy pozyskać jak największe poparcie ponad podziałami i interesariuszy, którzy włączą się do naszej inicjatywy – zaznacza Łukasz Goździor, dyrektor fundacji, przez lata szef biura promocji w poznańskim urzędzie miasta.
Plan działania fundacji jest szeroki, ale niewiele w nim konkretów. Nie wiadomo też, jaki jest jej budżet. Wszystkie działania na razie finansowane są ze środków prywatnych, w planach jest pozyskanie funduszy unijnych i państwowych.
– Podstawą działania fundacji ma być partnerstwo publiczno- prywatne. To klucz do sukcesu tak szeroko zakrojonych działań – uważa prezes KIG Andrzej Arendarski.
Pierwszym krokiem ma być zbudowanie mapy polskich marek – lokalnych, regionalnych i globalnych. – Dziś Polak zapytany za granicą: „Co wy potrafi cie zrobić?”, nie będzie sypał jak z rękawa nazwami firm, które odniosły sukces za granicą. Najpewniej nie będzie znał żadnej z nich. Chcemy to zmienić – zapowiada Grzegorz Kiszluk, redaktor naczelny magazynu „Brief”.
Zdaniem specjalistów budowanie silnej marki Polski trzeba zacząć na własnym podwórku, by sami obywatele stali się ambasadorami kraju. Chodzi nie tylko o znajomość polskich firm i promowanie patriotyzmu gospodarczego. Określenie „polskie marki” trzeba traktować szerzej, w tej grupie powinny się znaleźć nie tylko konkretne firmy i przedsiębiorcy, ale też naukowcy, artyści czy atrakcje turystyczne.
O ile pomysł budowania marki od środka ma swoje uzasadnienie, to już kolejny – powołania pełnomocnika ds. marki przy rządzie – może budzić wątpliwości. Goździor przekonuje, że dziś brakuje brand managera, który mógłby koordynować działania dotyczące promowania naszego kraju podejmowane w ministerstwach i instytucjach rządowych. Ale trudno wyobrazić sobie, by taki minister mógł w magiczny sposób rozwiązać problem braku koordynacji i spójnej strategii.
Zwłaszcza że o budowaniu silnej marki mówi się w Polsce od lat. Tematem zajmowały się kolejne instytucje, wydając gigantyczne budżety na zagraniczne kampanie reklamowe i inne formy promocji kraju. – Marki nie zbudujesz za pomocą telewizyjnych reklam w CNN – tłumaczy Martin Lindstrom, światowej sławy specjalista od spraw brandingu i neuromarketingu. – Logo to ostatnia rzecz, którą powinniście się zajmować. Lepiej już zadbać o to, by nazwa kraju pojawiała się na mapie pogodowej w CNN. A tam was nie ma – dodaje. Za wzór podaje Kolumbię, kojarzoną latami z porwaniami, prostytucją i narkotykami. – Taki przekaz serwowały amerykańskie filmy. Wystarczyło zmienić obraz kraju w Hollywood i odejść od stereotypowego myślenia. Dziś Kolumbia jest „hot”. ©℗