Prace nad Juliuszem Verne, nazwanym tak na cześć XIX-wiecznego francuskiego powieściopisarza, trwały 11 lat. W efekcie powstał najbardziej zaawansowany statek kosmiczny, jaki kiedykolwiek zbudowano na zlecenie ESA. Europejska Agencja Kosmiczna, pozostająca najczęściej w cieniu swojego amerykańskiego odpowiednika, ma się wreszcie czym pochwalić. Juliusz Verne będzie nie tylko pierwszym pozbawionym załogi pojazdem, który jest w stanie przycumować do stacji kosmicznej, ale również największym i najbardziej pojemnym transportowcem, jaki poleci w kosmos do roku 2016 (wtedy zakończy się misja Międzynarodowej Stacji Kosmicznej).

Reklama

Kosmiczny autobus

ATV jest wielkości dużego autobusu - ma ok. 10 metrów długości i 4,5 metra szerokości. Jest w stanie wynieść na orbitę 7,6 ton ładunku. Będą to tlen, woda, paliwo kosmiczne, urządzenia do badań laboratoryjnych, ale też prowiant dla astronautów i listy od rodzin. Tym samym odciążone zostaną rosyjskie Progressy, które dotychczas były jedynymi, poza wahadłowcami, łącznikami ISS-a z Ziemią.

Jednak transport to nie jedyny cel misji europejskiego transportowca. ATV zostanie również użyty do podtrzymania stacji na orbicie, po której obecnie krąży. Opór atmosfery, który stopniowo ściąga ISS-a w stronę Ziemi, powoduje, że dzienna strata wysokości dla stacji wynosi nawet 100 metrów. Dzięki ATV uzyskujemy więc pewność, że ISS nie spadnie nam przedwcześnie na głowę.

Reklama

Z Ariane na orbitę

Międzynarodowa Stacja Kosmiczna znajduje się na tzw. niskiej orbicie ziemskiej - 350 - 460 km nad naszą planetą. Żeby wynieść ATV na tę wysokość, posłużono się rakietą Ariane 5. Rakiety z tej serii były używane dotychczas do wyprawiania w kosmos satelitów komunikacyjnych o masie nieprzekraczającej 10 ton. ATV razem z ładunkiem może być nawet dwa razy cięższy, stąd obarczona transportowcem Ariane pokona drogę do orbity w dwóch rzutach. Najpierw osiągnie pułap 260 km nad powierzchnią Ziemi, a potem dopiero dotrze do ISS.

Co się stanie dalej? ATV ma na swoim pokładzie skomplikowany system nawigacyjny, który sam zaprowadzi pojazd w stronę rosyjskiego końca stacji. Transportowiec zbliży się 300 metrów do stacji, po czym zostaną uruchomione czujniki optyczne. To one, razem ze światłem lasera, sprawią, że statek sam ustawi się we właściwej pozycji w stosunku do modułu Zviezda. Następnie powoli zbliży się do niego - przy czym każdy z tych etapów będzie kontrolowany przez nawigatorów ESA znajdujących się w centrum dowodzenia w Tuluzie.

Reklama

Dokowanie transportowca będą również obserwowali znajdujący się na ISS-ie astronauci. Gdyby coś poszło nie tak, mogą skorzystać z jednego z dwóch dostępnych guzików. Pierwszy - żółty - zatrzyma Juliusza Verne’a, a drugi - czerwony - odeśle go w miejsce odległe od stacji, gdzie będzie mógł bezpiecznie "zaparkować".

Sześć miesięcy w kosmosie

Po szczęśliwym zadokowaniu astronauci będą mogli wejść na pokład ATV. Co istotne, nie będą potrzebowali do tego skafandrów. Znajdą tam białe torby z ubraniami, sprzętem i żywnością oraz zbiorniki z paliwem, które zostanie przepompowane na statek.

Kiedy transportowiec zostanie opróżniony, jego rola zmieni się - teraz będzie służył astronautom za składowisko śmieci. Przez sześć miesięcy pobytu na orbicie będzie można składować w nim nawet 6,5 tony odpadków, które zostaną zabrane na Ziemię. Większość z nich przepadnie w Pacyfiku, gdzie, po przejściu przez atmosferę, mają spaść szczątki ATV.

A ile to wszystko kosztowało? ESA wydała na budowę ATV 1,3 mld euro. W planach Agencji jest zbudowanie kolejnych czterech statków, które przeniosą przesyłki z Ziemi na ISS. Co ciekawe, po podliczeniu kosztów okazało się, że bardziej opłacalne jest budowanie transportowca jednorazowego użytku niż statku, który byłby w stanie dotrzeć do ISS-a więcej niż raz.