Ujarzmienie błędnie zamocowanej platformy zewnętrznej, pełniącej rolę podręcznego składziku dla Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, było głównym zadaniem przewidzianym na trzeci i ostatni spacer kosmiczny kończącej się właśnie wyprawy STS-119. Joseph Acaba i Richard Arnold II (obaj jeszcze pięć lat temu pracowali jako nauczyciele matematyki w szkole) mieli umocować chyboczącą się platformę, na której w przyszłości miały by być składowane duże zapasowe części stacji, np. żyroskopy czy pompy. Części zapasowe miały zostać przywiezione na orbitę już w ramach kolejnej misji załogowej NASA
ich umieszczenie na stacji jest niezbędne, gdyż już w przyszłym roku na ISS przestaną latać wahadłowce, a jedynymi statkami docierającymi na orbitę będą rosyjskie Sojuzy. Niestety,ładowność Sojuzów jest o wiele mniejsza niż amerykańskich promów, więc NASA chce zawczasu dostarczyć na ISS niezbędne, duże elementy i części zapasowe.
Niestety, jak na razie nią ma za bardzo gdzie ich umieścić. Mimo używania łomów, młotków i własnych sił, astronautom nie udało się poprawnie zamocować platformy magazynowej. NASA nie jest jednak rozżalona, gdyż najważniejsze zadanie zaplanowane na tą misję, instalacja paneli słonecznych, przebiegła bez żadnych problemów.
"Choć to trochę słodko-gorzka historia, wywodzimy się z kultury która jest przyzwyczajona do osiągania wszystkiego, co zostało wyznaczone do osiągnięcia, a my zrealizowaliśmy wszystkie kluczowe punkty tej wyprawy" - stwierdził dyrektor lotu Discovery Kwatsi Alibaruho.
"Oczywiście, póki problem z platformami nie zostanie rozwiązany, nie możemy zrealizować misji, w ramach której miały zostać dostarczone zapasowe części" - dodał Alibaruho podczas konferencji prasowej. Naprawą platform mają się zająć astronauci, którzy przylecą następnym razem na ISS.
Prom Discovery odcumuje od Międzynarodowej Stacji Kosmicznej i wyruszy w drogę powrotną do domu w środę.
Więcej o załogowych misjach NASA na tej stronie