Jak piszą dr Michael Cant z University of Exeter i dr Rufus Johnstone z University of Cambridge na łamach dzisiejszego wydania "Proceedings of the National Academy of Sciences", pod względem rozmnażania jesteśmy wśród długowiecznych ssaków wyjątkiem.
Samice słoni lub wielorybów dożywają wieku porównywalnego z naszym, a jednak wydają na świat potomstwo również pod koniec życia. Z kolei wśród zwierząt żyjących w grupach, których członkowie ściśle ze sobą współpracują, istnieje inny model rozmnażania - to przedstawicielki młodego pokolenia muszą wstrzymać się z rozrodem, dopóki żyją starsze, dominujące samice.
Tymczasem średni wiek kobiety w chwili urodzenia ostatniego dziecka (w społecznościach, w których nie stosuje się hormonalnego wspomagania zapłodnienia) to 38 lat. W tym wieku płodność kobiet zaczyna gwałtownie spadać, a średnio dziesięć lat później pojawia się menopauza. Jednak ta wczesna utrata płodności nie skraca życia - nawet u tzw. ludów pierwotnych, nieposiadających dostępu do opieki zdrowotnej, kobiety dożywają osiemdziesiątki.
Jaki zatem jest sens menopauzy, patrząc na tę sprawę z ewolucyjnego punktu widzenia? Dotychczasowe badania tylko częściowo odpowiedziały na to pytanie. Wykazały mianowicie, że utrata płodności u starszych kobiet ma skłonić je do pomocy córkom lub synowym w wychowaniu wnuków. Dowiedziono, że dzieci, którymi oprócz matek opiekują się babki, rozwijają się lepiej niż ich rówieśnicy pozbawieni takiego wsparcia. Oczywiście ta międzygeneracyjna przysługa ma sens ewolucyjny - babki pomagają swym genom przetrwać i zwiększają ich szanse na sukces reprodukcyjny w przyszłości.
To jednak nie zamyka problemu menopauzy. Czy bowiem - pytają niektórzy - ten sukces nie byłby większy, gdyby babki zamiast niańczyć wnuki, które mają jedynie jedną czwartą ich genów, rodziły dzieci wyposażone w połowę ich własnego genetycznego dziedzictwa? Ta właśnie kwestia nurtowała brytyjskich naukowców. Wysunęli więc jeszcze jedną hipotezę, która ma wyjaśnić przyczyny pojawienia się u Homo sapiens wczesnej menopauzy.
Według uczonych z University of Exeter i University of Cambridge, odsunięcie od rodzenia dzieci pokolenia matek daje większe szanse na sukces reprodukcyjny córkom. Ich potomstwo nie będzie wtedy konkurowało z dziećmi swych babek o te same, w końcu ograniczone, zasoby rodziny. Co ciekawe ludzie są wyjątkowi pod względem kooperacji i podziału środków w obrębie grupy. U naszych małpich krewnych okresy zdolności do rozrodu różnych pokoleń zachodzą na siebie w bardzo dużym stopniu. U ludzi - prawie wcale.
Naukowcy wskazują również, że menopauza poprawia szanse rozrodcze nie tylko córek, ale i synowych. Za tą teorią stoi założenie, że w większości wczesnych grup ludzkich, a także u naszych odleglejszych przodków z rodzaju Homo kobiety po ślubie przechodziły do rodziny partnera. Autorzy artykułu opierają to twierdzenie m.in. na obserwacji naszych najbliższych zwierzęcych krewnych - szympansów, bonobo i goryli. Potwierdzają to też badania genetyczne ludzi.
Jak piszą Cant i Johnstone, w grupie męża młoda kobieta nie ma krewnych. Więc jej "ewolucyjny interes" jest zupełnie jasny - polega na tym, by przekazać dziecku połowę swoich genów (a nie opiekować się np. małymi dziećmi teściowej, z którymi nie jest spokrewniona). Jednak również teściowej opłaca się pomagać młodej mamie.
Nawet jeżeli po założeniu rodziny przez syna nie będzie miała własnych dzieci, jej geny wciąż będą przekazywane. Opiekując się wnukami, ma więc szansę, że inwestuje w ok. 1/4 swego własnego DNA (około, gdyż sprawa ojcostwa zawsze może budzić wątpliwości). Czyli także z punktu widzenia starszego pokolenia rezygnacja z rozmnażania na rzecz opieki nad wnukami ma plusy. Naukowcy twierdzą, że zgodnie z założeniami teorii gier bardziej korzystne dla wszystkich zainteresowanych jest właśnie takie rozwiązanie.