Bartosz Lewicki: Nie codziennie rozmawia się z człowiekiem, który poleci w kosmos…

Sławosz Uznański: Tak naprawdę nie mogę być tego pewien na razie. Najpierw nasz kraj musi zbudować strategię i potrzebę tego lotu w kosmos. W związku z tym musimy zbudować także finansowanie i relacje z Europejską Agencją Kosmiczną. Mam nadzieję, że przejdziemy ten krok, zbudujemy ją i będę miał tę szansę.

Reklama

Nasza polska reprezentacja w kosmosie… to kuszące. A jak przebiega współpraca z Polską Agencją Kosmiczną, z Polsą?

Tak, współpracujemy. Polsa istnieje niemal od 10 lat, od 2014 roku. Nigdy dotąd nie mieliśmy takiej szansy, by mieć dostęp do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, takiego laboratorium, którym jest ta stacja. W związku z tym nie mamy zbudowanych bezpośrednio ani potrzeby technologicznej, ani naszego programu na misję, ani finansowania, więc jeszcze dużo pracy przed nami.

Reklama

Lot w kosmos to duża frajda, ale póki co nie lata się w kosmos dla frajdy. Dziś to kwestia niewyobrażalnych wprost pieniędzy.

Zgadza się, to dosyć duże środki. Ale ja porównałbym taką stację kosmiczną do laboratorium, do którego możemy polecieć, gdzie możemy wykonywać eksperymenty – czy w warunkach mikrograwitacji, czy eksperymenty biologiczno-chemiczne, czy biotechnologiczne, czy też – bezpośrednio na astronautach. Te ostatnie związane są z możliwościami diagnozy nowych chorób, reakcją ludzkiego organizmu na warunki kosmiczne, ale również jest pełen wachlarz innych eksperymentów naukowych, które możemy wykonywać. To eksperymenty inżyniersko-technologiczne, i związane z systemami elektronicznymi, i z możliwością budowy satelitów, które możemy wystrzeliwać z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Takie możliwości bardzo się ekonomicznie zwracają, jeśli mamy potrzebę i możliwość wykonywania doświadczeń.

Natomiast kosmiczna turystyka kiedyś na pewno będzie bardziej dostępna. Dziś wszystkie kraje, które latają w przestrzeń kosmiczną, robią to, aby budować technologię, by przeprowadzać eksperymenty medyczne, biologiczne czy technologiczne, które później dają im możliwość komercjalizacji technologii. To jest dziś bardzo dochodowy biznes, który jest dość mocno zdemokratyzowany. I mimo że lot kosmiczny jest drogi, to jest to unikalna platforma do przeprowadzania eksperymentów. Inwestycja zwraca się wielokrotnie w ekonomii tych krajów, które się na nią zdecydowały.

Reklama

Czy nasza składka do Europejskiej Agencji Kosmicznej to dobrze wydane pieniądze?

To pewien wydatek, ale też przede wszystkim - właśnie inwestycja. Europejska Agencja Kosmiczna daje nam szeroki dostęp do technologii. Nasz wkład to nie są środki, które pozwalałyby nam bezpośrednio na loty w kosmos, ani nawet reprezentacji w korpusie astronautów. Sama misja - tu można spekulować - ale to raczej od kilkudziesięciu milionów euro. To bezpośredni koszt, a należy jeszcze wziąć pod uwagę długoterminowe zaangażowanie w inwestycje technologiczne, których oczekuje Europejska Agencja Kosmiczna. Do dzisiaj nigdy nie mieliśmy takich możliwości. Jesteśmy dość nowym członkiem ESA. Nasz sektor kosmiczny powoli się rozwija, ale można powiedzieć, że ten komercyjny, polski rynek kosmiczny ma około 10 lat. Ale wiemy też, że to jest bardzo dochodowy biznes. Są choćby takie ogromne firmy jak SpaceX, ale również firmy, które wysyłają kosmicznych turystów, jak Axiom Space, poprzez firmy europejskie, jak Leonardo czy Airbus. Ich przychody idą w dziesiątki miliardów euro. Dzisiaj jest nam trudno z nimi konkurować, natomiast ten sektor również jest w zasięgu naszej ręki. Globalny rynek rozwija się bardzo szybko i środki na nim są bardzo duże. Dzisiaj mamy szansę dołączyć do krajów, które są liderami technologicznymi w Europie czy na świecie. Tylko… musimy dokonać tego wyboru.

Jest to inwestycja, która się wielokrotnie zwraca. ESA definiuje takie metryki jak zwrot inwestycji. Programy eksploracyjne zwracają się mniej więcej 3-4 do jednego. To rząd bezpośrednich zwrotów na rynku komercyjnym. Jeśli chodzi o obserwację Ziemi to wskaźnik bliższy 6-7 do jednego; system Galileo, nasz europejski system pozycjonujący, to 8 czy 9 do jednego. Zachodnie kraje Europy bardzo mocno to zrozumiały, że po prostu warto zainwestować, żeby zarobić na komercyjnym rynku. My dzisiaj stoimy przed taką możliwością, że możemy wybrać, czy dołączymy do krajów wysokorozwiniętych, gdzie technologia kosmiczna jest jedną z dużych części gospodarki czy też nie; czy będziemy zawsze płacić za technologię tym krajom, które rzeczywiście ją kształtują. Stoimy dziś na rozdrożu i nie wiem, czy wykorzystamy tę szansę. Myślę, że dziś ją mamy, ale nie wiem, czy "załapiemy się" razem z tymi rozwiniętymi krajami, czy jednak podejmiemy decyzję, że to nie jest nasz kierunek rozwoju. A sam mocno wierzę, że dzisiaj przemysł kosmiczny jest takim momentem w rozwoju ekonomicznym, jakim był internetowy przełom pod koniec lat 90. Gdybyśmy się nie załapali na ten nowy rozwój technologiczny to myślę, że byłaby to długoterminowa szkoda.

My jako Polska bierzemy udział w tym wyścigu. Ale jeśli chcemy w nim uczestniczyć, to musimy zainwestować w składkę, musimy budować współpracę i wraz z innymi krajami budować przemysł kosmiczny. Mamy młodą generację, świetnych inżynierów, niesamowity potencjał, którego w tę stronę jeszcze nie wykorzystujemy. A technologia kosmiczna jest możliwością inspirującej pracy. Wszystko zależy od nas, a mówiąc to mam na myśli także decydentów. Ekonomicznie – trudno tu stracić, ale to wymaga zainwestowania pewnych środków.

Tak pan to postrzega, jak szansę ekonomiczną? Czy – przekonując do idei kosmicznej - opowiedziałby pan raczej o oszałamiających widokach, jakie roztaczają się z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej?

Kosmos i załogowe loty kosmiczne są bardzo inspirujące. Dziś każdy na świecie zna program Apollo i pierwszych ludzi lądujących na Księżycu. W przyszłości my z podobną nostalgią będziemy spoglądać na program Artemis. Teraz chcemy wrócić na Księżyc już nie tak eksploracyjnie, ale by ustanowić tam pewną ekonomię, naszą stałą obecność. Jesteśmy zaproszeni do wyścigu, więc możemy wykorzystać tę szansę. To także ogromna platforma edukacyjna. To jest dla mnie bardzo ważny aspekt, bo całe życie pracuję w nauce i edukacji. Jestem z tym bardzo mocno związany. Przedmioty typu STEM (science, technology, engineering, mathematics – red.) w Polsce cieszą się coraz słabszym zainteresowaniem młodych ludzi, mimo że na świecie przez ostatnie dziesięć lat przeżywają boom. To właśnie dzięki rozwojowi technicznemu. Myślę, że załogowy lot kosmiczny Polaka pokazałby im, że warto inwestować w siebie, w technologię. I że w kosmosie mamy nasze miejsce.

Nie licząc argumentów ekonomicznych, to właśnie element, który długoterminowo będzie budować naszą gospodarkę: młodzi ludzie, którzy właśnie wchodzą na rynek pracy. Mam nadzieję, że lot kosmiczny może ich zainspirować, by podążali ścieżką technologiczną. Wiemy, że w Polsce mamy świetny potencjał inżynierski, natomiast nadal nie przekłada się to tak do końca na rozwój przemysłowy. Musimy dokonać wyboru - czy akurat kosmos to nasza ścieżka. Myślę, że przyszłościowo jest to dla Polski bardzo interesujące. Tu nie musimy konkurować z największymi ekonomiami na świecie. To jest bardzo dynamiczny rynek. Pojawiają się na nich nisze technologiczne, które czekają tylko na wypełnienie. Wystarczy być obecnym na początku rozwoju, by potem stać się liderem. Później te dzisiejsze nisze - może staną się ekonomiami samymi w sobie, wartymi miliardy, dziesiątki czy nawet setki miliardów euro. Przykładem może być firma SpaceX. Gdybyśmy dziś wyobrazili sobie, że największe firmy produkujące telefony komórkowe podepną się bezpośrednio do konstelacji Starlinka – to jedna taka firma technologiczna jest w stanie przejąć wart biliony dolarów globalny rynek telekomunikacyjny. Skala rynku kosmicznego jest globalna, a firmy dostają dostęp do klientów od razu w skali globalnej.

A taka perspektywa "ludzka"… często wyobraża Pan sobie, jak to jest w kosmosie?

Często. Na pewno chciałbym mieć możliwość wybrania się tam. Mogę wymienić dwa takie momenty, które byłyby dla mnie niesamowitym przeżyciem. Pierwszy to siedzenie, bezpośrednio w kapsule, przed startem, w rakiecie, na tej ogromnej ilości zmagazynowanej energii. Na tej "bombie", która jest w kontrolowany sposób doprowadzana do eksplozji, by wynieść astronautów na orbitę. Myślę, że to musi być niesamowite. Miałem okazję zobaczyć to na własne oczy, choć z zewnątrz, nie z wnętrza rakiety. Było to na Przylądku Canaveral, gdzie wybrałem się, żeby zobaczyć załogę firmy Axiom, startującą na Międzynarodową Stację Kosmiczną. To było dla mnie dość duże doświadczenie. Mam nadzieję, że będę miał możliwość zobaczyć to także "z drugiej strony", siedząc w rakiecie. Móc polecieć na orbitę i spojrzeć na Ziemię… każdy astronauta opowiada, że to bardzo emocjonalne wydarzenie w życiu. Mam nadzieję, że będzie mi dane tego doświadczyć. Wydaje mi się, że załogowe loty kosmiczne dlatego są tak inspirujące, że my wszyscy patrzymy wtedy trochę "oczyma" astronautów na samych siebie. Patrzymy na nasz dom, na naszą planetę. Po raz pierwszy doświadczyliśmy tego podczas misji Apollo, gdy "spojrzeliśmy" sami na siebie. Zobaczyliśmy wtedy Ziemię i to, jak jesteśmy mali we Wszechświecie.

Dziś toczy się duża dyskusja, czy warto, czy powinniśmy inwestować w załogowe loty kosmiczne. Ale myślę, że warto. To trochę jak z wyjazdem na wakacje. Dziś możemy zobaczyć w internecie każde miejsce na naszej planecie. Ale jednak - ciągle podróżujemy. Jeździmy do innych krajów, a jak wracamy, opowiadamy znajomym i rodzinie, dzielimy się naszymi doświadczeniami i naszymi emocjami. Wtedy oni również "przeżywają" kawałek tej naszej podróży. Tak samo patrzę na astronautów. To trochę jakbym mógł zabrać każdego z nas, byśmy mogli razem spojrzeć na Polskę, na Europę.

Wracając do spraw przyziemnych - jak wyglądały Pana dotychczasowe przygotowania? Ten etap "drogi w kosmos"?

Jest bardzo duża konkurencja, wielu kandydatów. My również, jako Polska, byliśmy dość dobrze reprezentowani. Kandydatów z naszego kraju było niemal sześciuset, a kandydatów z Europy ponad 22 tysiące. Jak się przygotowywałem? Od etapu do etapu. Nad każdym z nich spędziłem kilkadziesiąt godzin. To - powiedzmy - taka praca na pół etatu przez półtora roku. Niekiedy młodzi ludzie zadają pytanie o to, jak się przygotować. Każdy musi wybrać swoją ścieżkę - nie ma dobrej i złej drogi. Ja mogę tylko opowiedzieć o swojej. A dobre rady, którymi mogę się podzielić? Pierwsza jest taka, że trzeba być naprawdę dobrym w jakiejś dziedzinie. To może być szeroko rozumiana inżynieria - mechaniczna, termiczna, elektroniczna, elektryczna, informatyczna. Ale również takie dziedziny jak nauki o ziemi, geologii, środowisku, biologia, chemia, medycyna… to jest naprawdę otwarta ścieżka kariery. Tylko - trzeba być naprawdę na światowym poziomie. Być ekspertem w swojej dziedzinie. A przy tym - być otwartym i chłonąć wiedzę. Astronauci wykonują eksperymenty, które zostaną im przypisane - z każdej dziedziny, więc należy wykazać się w nich pewnymi kompetencjami. Ścieżka do podróży w kosmos jest otwarta, ale jest również element pewnego szczęścia. Było bardzo wiele testów psychologicznych, komunikacyjnych, percepcyjnych - sprawdzających to, jak szybko przetwarzamy informacje, jaka jest nasza orientacja w przestrzeni, pamięć wzrokowa, słuchowa. Wiele z tych umiejętności możemy ćwiczyć, ale duża część to taka część "genetyczna", która została nam dana. No i oczywiście - testy medyczne. ESA ma je bardzo wyśrubowane. Zajmowali się mną psycholog, psychiatra, dermatolog, okulista… każdy lekarz jakiego można sobie wyobrazić. Spędziłem mój urlop w szpitalu, przez tydzień poddając się różnym badaniom.I nawet ci lekarze nie wiedzieli, czy mamy dobre wyniki, czy niedobre. To ESA ocenia już według własnych modeli - nie tylko to, jak nasze ciało działa obecnie, ale także to, jak według ich przewidywań będziemy się starzeć. Chodzi o to, czy warto w nas zainwestować jako w kandydatów. Sporo jest też testów sprawnościowych.

Miałem możliwość studiować w Polsce, a potem rozwinąć karierę międzynarodową. Pracowałem nad dużymi projektami naukowymi, które jednocześnie są mocną częścią mojego profilu. Dorastałem jako sportowiec - dużo chodzę po górach, eksploruję szczyty, jako nastolatek żeglowałem, więc mam dość "kompletny" profil. Moja informacja dla młodych jest taka, że pierwszym krokiem - najważniejszą częścią tej "drogi w kosmos" - jest to, żeby aplikować. To pierwszy krok, który trzeba zrobić. Trzeba też zdawać sobie sprawę z tego, że to praca długoterminowa, wieloletnia. Takich celów nie osiąga się w kilka tygodni, tylko wytrwałą pracą.

Dziękuję. Tę część pokażę mojemu synowi. Gratuluję wytrwałości. I szczęścia.

Dziękuję.