O Hurdia victoria - bo tak ochrzczono groźnego stwora - naukowcy usłyszeli w 1912 roku. Wtedy bowiem opisano go po raz pierwszy, niesłusznie uznając Hurdię za skorupiaka.
Potem, w miarę jak wykopywano kolejne szczątki drapieżnika, bałagan tylko się powiększał. Część szkieletu uznano za pozostałość nieznanego stawonoga, inne - za fragmenty pradawnych meduz i strzykw. Dopiero w latach 90. po raz pierwszy paleontolodzy wpadli na to, że rozmaite odciski pancerza i szczęk należą do jednego gatunku.
W tym tygodniu naukowcy z Uppsala University ogłosili, że wiedzą, jak naprawdę wyglądał najgroźniejszy morski drapieżnik kambru.
"Ta istota nie przypomina ani żywych stawonogów ani niczego, co znamy z wykopalisk" - opowiada jedna z badaczek. Hurdia, niczym krewetka, ma ciało podzielone na segmenty, zakończone ogromnym pancerzem przypominającym koparkę. Co najdziwniejsze jednak, ta przedziwna struktura znajduje się w miejscu głowy potwora.
"Nie wiadomo, po co Hurdii była taka wielka skorupa wyrastająca z tyłu głowy. U wielu zwierząt pancerz jest po to, by chronić miękkie części ciała - jak u krabów i homarów. Ale u Hurdii ta struktura jest pusta" - podsumowuje badaczka.
Stawonogi z kambru dorastały do metra długości i znajdowały się na szczycie ówczesnego łańcucha pokarmowego.