Kochanowski przyzwyczaił nas bowiem do nowej formuły sprawowania tego urzędu. Rzecznik naciska i interpeluje rząd, aby zajął się ustrojową reformą niewydolnego systemu tworzenia polskiego prawa. Domaga się od Rady Europy i ombudsmana brytyjskiego, aby wystąpili w obronie Polaków, których w Wielkiej Brytanii spotyka dyskryminacja w pracy bądź ksenofobiczne ataki. Albo wtrąca się zirytowanemu MON-owi do spraw wojskowych, występując w obronie uprawnień polskich żołnierzy wysłanych na wojnę afgańską. A nawet organizuje w Nieborowie debaty o polskiej polityce zagranicznej! Widać, że Kochanowski rozszerzył kompetencje urzędu rzecznika. Ale też nadał im nowy kierunek i impet.

Reklama

Rzecznik nie jest już jednym z kluczowych atutów politycznych świata prawniczego, w walce o jego uprawnienia i interesy. Przeciwnie. Kochanowski potrafił wnieść trybunalską skargę uderzającą w podstawowe interesy własnej grupy zawodowej, bo sugerującą bezprawność żądania obowiązkowej przynależności do samorządu zawodowego. Na ogólnym tle nijakości i niedołęstwa polskich instytucji publicznych, urząd rzecznika pod Kochanowskim musi uderzać energią, organizacją, perfekcyjną informacją publiczną i wolą walki.

Nie należy więc dać się zwieść ani szerokiemu niezadowoleniu różnych władz, którym Kochanowski permanentnie się naprzykrza, albo środowisk, które utraciły w rzeczniku instytucję lobbingową. Ale tym bardziej nie należy ulec czarowi sprawności Kochanowskiego i godzić się na każde jego posunięcie. Tym razem bowiem rzecznik nie tyle otarł się o granice własnych rozsądnych uprawnień, ale wyraźnie je przekroczył. Dwojako.

Najpierw dlatego, bo zadaniem rzecznika nie jest podejmowanie polemiki z jakąkolwiek sektorową polityką rządu. Gabinet Tuska najwyraźniej uważa, że przymuszanie Polski do masowych zakupów antygrypowej szczepionki jest interesowną presją światowego lobby farmaceutycznego, które należy do najsilniejszych i najlepiej zorganizowanych na naszym globie, a sama szczepionka jest lekiem ryzykownym i niesprawdzonym.

Reklama

Wolno niżej podpisanemu podzielać taką ocenę rządu i wolno obywatelowi Januszowi Kochanowskiemu się z nią nie zgadzać. Ale nie należy mieszać do tego praw człowieka i obywatela, ani instytucji ombudsmana. A już zwłaszcza - i to jest zarzut drugi - rzecznik praw obywatelskich nie powinien traktować norm kodeksu karnego jako pretekstu dla propagandowej zabawy i żądać wytoczenia sprawy karnej, w wyniku której minister zdrowia mogłaby być za swą strategię polityczną posłana na 8 lat do mamra. Tak zwykła postępować jedynie betonowa opozycja, gotowa zinstrumentalizować każdą zasadę po to, by uczynić z niej wygodny młot na rząd. Rzecznik winien bronić się przed tego rodzaju instrumentalizacją prawa nawet wtedy, gdyby miał pewność, że 100 procent racji tkwi po jego stronie.

Zresztą w ogóle prokurator stał się ostatnio adresatem dziesiątków mniej lub bardziej nonsensownych wniosków i żądań. Jak tylko ktoś jest z czegoś w polityce niezadowolony - to buch! - wniosek do prokuratora. Cieszą się tabloidy i gawiedź, która zawsze czeka tylko na to, aby jakiś oficjel albo celebryta znalazł się pod oskarżeniem, a najlepiej w kryminale. Warto zatem mieć w pamięci oczywistość, że takie używanie kodeksu karnego prowadzi tylko do jednego: do niewiarygodności wszelkich oskarżeń i bezkarności ludzi władzy. Jak w starej bajce o bezmyślnym pastuszku, który tyle razy budził wieś krzykiem: "Wilki! Wilki!", że jak wataha wilków pewnego dnia pojawiła się naprawdę, nikt już ze wsi nie przybiegł z widłami, by go bronić.