Od weekendu powróciła dyskusja o układzie sił między prezydentem a premierem. Najtęższe umysły zastanawiają się nad intencjami i sensownością propozycji Tuska oraz szansami na ich realizację. My nieśmiało zwracamy uwagę, że problem leży gdzie indziej. W realu Polską rządzą bowiem nie prezydent z premierem, ale – i to w sposób, mówiąc oględnie, niezbyt czysty – działacze związkowi. Nie prowadzimy na łamach "Dziennika Gazety Prawnej" krucjaty antyzwiązkowej, nie wzywamy do wojny z centralami czy ograniczania praw pracowniczych. Związki są i muszą pozostać ważnym graczem w systemie demokratycznym. Cytując jednak klasyka: to porażające i zdumiewające, z jak ogromną skalą nadużywania demokracji związkowej mamy dziś do czynienia. Związki stały się świętą krową, bo afiliowały się przy dwóch partiach opozycyjnych. Dlatego PO nie odważa się ich tykać. Nie tykają ich też zarządy spółek Skarbu Państwa, bo wolą płacić haracz za spokój.

Reklama

Wczoraj ujawniliśmy gigantyczne, nawet jak na warunki KGHM – dolnośląskiego państwa w państwie – wypłaty dla liderów związkowych. To mogło być tylko nieetyczne. Dziś na przykładzie koncernu energetycznego piszemy o procederze obrastania przez firmy spółkami związkowymi, które bez hamulców żerują na majątku spółki matki. Niewiele robią, mają przychody i całkiem realne zyski. To jest prawdziwa szara strefa, nie wiem, czy o wiele bardziej chwalebna niż hazard. Jedyna nadzieja na wycięcie patologii leży w zmianie ustawy o związkach zawodowych. Będziemy o to mocno apelować do rządu. Byłoby to nie mniej istotne, a na pewno jest bardziej realne niż próba uczynienia z Polski republiki kanclerskiej.