"Zabijanie ludzi w czas Aszury przenosi kryzys na zupełnie nowy poziom" - mówi amerykańskiej gazecie wybitny perski publicysta. Bo Aszura dla szyity jest czasem najświętszym z świętych. Czci się w nim bowiem męczeństwo imama Hussajna z rąk nieprawych Umajadów, które stało się przed półtora tysiącem lat faktycznym aktem założycielskim szyickiej religii. Rygorystyczni wierni samobiczują się wtedy w akcie pokutnym za tamtą zbrodnię. Ale jest nie do pomyślenia, aby wiernym szyitą mógł pozostać ktoś, kto w ten właśnie czas zabija. Z tego powodu Persowie w przeszłości zawieszali nawet działania wojenne przeciw Irakowi! Strzelając w czas Aszury do demonstrującego szyickiego tłumu w okolicach placu Uniwersyteckiego w Teheranie, reżim mułły Chameneiego dopuścił się strasznej zbrodni, przede wszystkim religijnej. W odwiecznej walce szyitów o prawowierność religii Chamenei stanął symbolicznie po stronie niegdysiejszych zabójców świętego imama.
Minęło ledwie pół roku, odkąd od przypadkowego strzału na teherańskiej ulicy zginęła legendarna dziś piękna dziewczyna - Neda. Przez ten krótki czas sytuacja reżimu perskiego uległa istotnej przemianie. W ówczesnych protestach przeciw sfałszowanym wyborom prezydenckim demonstranci nieśli zielone flagi i portrety Chameneiego, od którego ciągle spodziewali się sprawiedliwości. Opozycja pod wodzą Musawiego próbowała wyraźnie ograniczyć konflikt powyborczy do sporu z Ahmadineżadem, nie kwestionując ani istoty teokratycznego systemu władzy, ani wszechwładnej pozycji samego Chameneiego. Dzisiaj na YouTube zobaczyć można tłumy młodych Persów skandujących "Chamenei jest mordercą", drących na strzępy jego portrety i depczących zerwane tablice uliczne z nazwiskiem władcy. Zaś miękki i w ogóle nierewolucyjny niedoszły prezydent Musawi przybywa do teherańskiego szpitala, aby odebrać tam zwłoki swojego zastrzelonego bratanka. Wydarzenia tegorocznej Aszury najprawdopodobniej wykluczyły ostatecznie perspektywę politycznego kompromisu w Persji. Od ostatniego weekendu Chamenei ma już tylko jedną drogę obrony swojego panowania: jest nią terror skierowany przeciw ludowej rewolucji. A liderzy i aktywiści opozycji liczyć się muszą poważnie z najbardziej radykalną alternatywą: albo uda im się wygrać nową rewolucję w imię demokratycznych i ludowych ideałów szyickich, albo czekać ich będzie więzienie, wygnanie lub śmierć. Iran stoi wobec nieuchronnej perspektywy konfliktu wewnętrznego na ostrzu noża.
Jest chyba tylko jedno możliwe zdarzenie, które mogłoby wpłynąć na zmianę logiki wewnętrznej perskiej wojny. Mógłby nim być zbrojny atak Izraela na irańskie instalacje nuklearne. Jeśli przecieki twierdzące, że są one właśnie na ukończeniu, są prawdziwe, taki atak wydaje się być nieuchronnością. Kto jak kto, ale Izrael nie zaryzykuje przecież samego swojego istnienia. Dla wolnego świata - ale i dla samej Persji - byłoby najlepiej, gdyby taki atak nastąpił wówczas, gdy reżim Chameneiego zacznie się rzeczywiście kruszyć i widać już będzie realną perspektywę jego upadku. Atak Izraela miałby głęboki sens, gdyby faktycznie umożliwił zwycięstwo rewolucji w Teheranie. Może się on jednak okazać fatalny, jeśli nastąpi zbyt szybko i umożliwi Chameneiemu skonsolidowanie - choćby tylko na jakiś czas - zaatakowanego państwa i zmuszenie opozycji do milczenia w imię ratowania kraju i religii. Wydaje się, że Izrael - bez wątpienia przygotowujący się cały czas do takiego ataku - trzymać może w ręku jedną z kluczowych kart w wewnętrznej irańskiej rozgrywce. Od tego, kiedy i jak ta karta zostanie użyta, zależeć może nawet końcowe rozstrzygnięcie w Teheranie.