Paulina Nowosielska: Czuje się pan ciągle porządkowym Platformy?
Paweł Graś*: Formalnie nadal pełnię funkcję rzecznika dyscypliny partyjnej. Na szczęście mam coraz mniej pracy.
Minister Drzewiecki potrzebował od pana specjalnego zmotywowania, by trafić przed komisję?
Mirosława Drzewieckiego nie musiałem dyscyplinować. To był zbieg okoliczności. Poseł Arłukowicz powiedział w telewizji, że minister przesłał zwolnienie lekarskie do końca stycznia i w związku z tym nie pojawi się na przesłuchaniu. Chwilę później zadzwonił do mnie Drzewiecki z informacją, że nie może dodzwonić się do członków komisji i że mimo zwolnienia, stawi się na przesłuchaniu. Musiałem szybko reagować.
Taka praca w ciągłym napięciu musi męczyć. Zazdrości pan premierowi Pawlakowi, że właśnie wrócił z krótkiego urlopu?
Zapomniałem już co to wakacje z prawdziwego zdarzenia. W ciągu ostatnich trzech lat udało mi się spędzić może trzy tygodnie na urlopie.
Premier Pawlak wyjechał na urlop akurat wtedy, gdy premier ogłaszał swoje kluczowe decyzje. W tym plan konsolidacji i rozwoju, który z PSL nie był uzgadniany. To przypadek?
Premier Pawlak miał już od dawna zaplanowany wypoczynek. Zresztą powiedział już, że wystąpienie premiera nie było rządowym expose, tylko propozycjami ministra Rostowskiego i ministra Boniego.
Jednak reklamował je sam premier.
Nadał im raczej odpowiednią rangę. Teraz każda z tych propozycji będzie przedłożona w formie założeń do konkretnych ustaw i to już będą propozycje koalicyjne. Tych, którzy wieszczą tu jakiś problem muszę zmartwić, bo jestem przekonany, że koalicja przyjmie ten plan w całości. Punkt po punkcie.
I jest pan pewien, że PSL nie będzie stawiało na szali przyszłości koalicji?
Jestem optymistą. W tym małżeństwie naprawdę dobrze się dzieje.
Ale zarówno Stanisław Żelichowski, jak i Eugeniusz Kłopotek nie zostawiają na planie konsolidacji i rozwoju suchej nitki.
Nie zgadzam się. Moim zdaniem obaj raczej podkreślali, że sporo w nim interesujących propozycji. A że niektóre każą być wstrzemięźliwym… cóż, w roku wyborczym trzeba ostrożnie traktować wszystkie propozycje.
Czytaj dalej >>>
Ludowcy wytknęli wam zaniedbania w reformowaniu służby zdrowia. To bolało?
Reformę służby zdrowia zablokował pan prezydent wraz z większością sejmową, która tego weta nie odrzuciła. Gdyby nie to, bylibyśmy dziś w zupełnie innej sytuacji. Często ostatnio słyszymy, że szpitale, które straciły szansę na szybkie przekształcenie i są zadłużone nazywane są szpitalami prezydenckimi. Mieliśmy i wciąż mamy środki na ustawowe restrukturyzowanie szpitali. Ale nie chodzi tylko o pieniądze. Samo podwyższenie składki również nie załatwi sprawy. W służbie zdrowia mieliśmy dwadzieścia lat gadania, z którego niewiele wynikało. Minister Ewa Kopacz, mimo weta, zdecydowała się na kilka odważnych ruchów. Między innymi mamy koszyk świadczeń gwarantowanych.
Chce pan powiedzieć, że Platforma robi dużo, tylko koalicyjny PSL nie docenia wysiłków?
Nie. Uważam, że koalicjant ma prawo do własnego zdania. Najważniejsze, że machina się toczy i rząd funkcjonuje sprawnie.
I dlatego, by machina działała sprawnie, w planie konsolidacji temat KRUS został niemal pominięty?
Uzgodniliśmy, że KRUS będziemy reformować. Nie ma tu wielkiej różnicy zdań. Niedawno rozmawiałem ze znaczącymi parlamentarzystami z PSL, którzy przekonywali mnie wręcz, że dla pewnego rodzaju producentów rolnych zdecydowanie lepsze i bardziej opłacalne jest przechodzenie do systemu podatkowego w jakim funkcjonują przedsiębiorcy.
Wracając do decyzji premiera: nowe dane GUS o sytuacji gospodarczej to był dostateczny pretekst, by Donald Tusk ogłaszał swoją decyzję akurat w dniu ich publikacji? Wcześniej politycy PO mówili: koniec zimy, początek wiosny.
Szczerze powiedziawszy zależało nam, by wszystkich zaskoczyć. A żonglerka datami służyła temu, by trochę odsunąć uwagę mediów od decyzji premiera, bo my nie mogliśmy się wprost opędzić od telefonów. Każdy chciał mieć newsa, a komentatorzy przechodzili samych siebie w doszukiwaniu się trzeciego dna.
A tak nie tylko dla nich, ale i dla opozycji było jasne: chcieliście odwrócić uwagę mediów od przesłuchania Drzewieckiego.
Ależ proszę chwilę się zastanowić... Premier ogłasza najważniejszą decyzję w swoim politycznym życiu, która kształtuje scenę polityczną na najbliższe kilka lat. Naprawdę myśli pani, że ktokolwiek rozsądny mógłby połączyć ze sobą ten fakt z zeznaniami przed komisją hazardową?
Tak.
Jeśli więc ten ktoś jest już kompletnym niedowiarkiem i tworzy teorię spiskową, to niech sprawdzi w Warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych, kiedy zamówiliśmy salę na to wydarzenie. Dokładnie 6 stycznia! Czyli na długo przed tym, zanim było wiadomo, kiedy minister Drzewiecki będzie przesłuchiwany.
Czytaj dalej >>>
Premier boi się zeznawać przed komisją hazardową? Bo na przykład wpłynie to na sondaże PO?
Premier nie boi się komisji.
Platformie marzy się wygrać wybory parlamentarne i prezydenckie najmniejszym kosztem?
To zmartwienie opozycji. Premier wyszedł z założenia, że dwa lata temu zawarł ze społeczeństwem kontrakt. Umówił się na konkretne reformy, problemy do rozwiązania. Tego chce dotrzymać. Jednak dwa lata temu nikt nie przewidział kryzysu i tego, że plany trzeba będzie mocno weryfikować.
Czyli premier nie kandyduje w wyborach prezydenckich, bo znów winny jest kryzys?
Absolutnie nie. Najłatwiej byłoby premierowi powiedzieć: tak, kandyduję, bo wszystko na to wskazuje, że wygraną mam w kieszeni, więc na jesieni przeprowadzam się do pałacu. A co dalej z rządem, z koalicja, z partią?
Premier wybrał trudniejszą drogę, czyli postanowił utrzymać najbardziej gorący etat w Polsce. 2010 rok będzie nie tylko czasem wychodzenia z kryzysu, ale też okresem bolesnych reform i brutalnej walki politycznej. Premier podjął najważniejszą decyzję polityczną w Polsce na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat, od czasu reformy Balcerowicza.
Dużo osób w PO ma mu za złe tę decyzję, bo byli chętni na schedę po Tusku?
Na pewno w PO jest grupa ludzi, która czekała na ostateczną satysfakcję. Na to, że to Donald Tusk pokona w końcu Lecha Kaczyńskiego. To byli ci, którzy przeżyli w 2005 roku ten ciężki wieczór wyborczy, ci którzy przeżyli lata upolitycznionej prezydentury Kaczyńskiego. Nie ukrywam, że obawialiśmy się ich reakcji. Jednak dziś trudno znaleźć w PO kogoś, kto kwestionuje decyzję Tuska.
W takim razie: Komorowski czy Sikorski? Który z tych kandydatów bardziej się panu podoba?
To jest pytanie osobiste. Nikt mnie nie zmusi do deklaracji, kogo bardziej kocham: mamusię czy tatusia. Jeden i drugi to dobrze przygotowani do tego zadania ludzie. Bronisław Komorowski jako były minister obrony ma doświadczenie związane z armią i bezpieczeństwem państwa, czyli w tym sektorze, w którym prezydent, jako zwierzchnik sił zbrojnych, jest aktywny. Z kolei Radosław Sikorski ma doświadczenie w polityce zagranicznej, ma pozycję w Europie i w USA. Na każdego można z czystym sumieniem oddać głos. Na pewno każdy z nich będzie lepszy od Lecha Kaczyńskiego.
A informacja o kwitach na Bronisława Komorowskiego w ciemnych korytarzach BBN to czysty wymysł?
Czytaj dalej >>>
Gdyby się okazało, że gdzieś w lochach BBN, oprócz tego, że błąka się tam duch ministra Macierewicza...
Antoni Macierewicz jest wśród żywych...
No, tak.. Jeśli jednak w BBN zalegają dokumenty, które świadczyłyby o tym, że jakikolwiek z polityków PO dopuścił się kiedykolwiek złamania prawa, to posiadacze tych dokumentów znaleźliby się w fatalnej sytuacji, bo urzędnik państwowy, w tym szef BBN jest zobowiązany, zgodnie z obowiązującym prawem, złożyć doniesienie do prokuratury. Skoro takie doniesienie nie wpływa, to można założyć, że dokumentów nie ma. Takie dziwaczne hipotezy formułuje dawny koalicjant PiS Pan Giertych. To kolejny dowód na to, że politycy lubujący się w walce na haki powinni ze sceny politycznej zniknąć raz na zawsze. Czego im serdecznie życzę.
Może PO powinna wrócić do rozmów z Cimoszewiczem? Były premier zmieniał już kiedyś swoje decyzje.
Dla kolegów z PiS najbardziej w takich momentach dobijające muszą być sondaże, że nawet Janusz Palikot wygrałby wybory prezydenckie z Lechem Kaczyńskim. To musi być dla nich trauma. Trzeba jednak uszanować decyzje Pana Cimoszewicza, który jest stawiany przez media w trudnej sytuacji, a który wielokrotnie deklarował, że w wyborach prezydenckich nie wystartuje.
Ale czy to nie on sugerował, że zrobi wszystko, by Lech Kaczyński nie wygrał wyborów?
Prawda. Liczę więc na to, że będzie popierał naszego kandydata. Włodzimierz Cimoszewicz jest w dobrych kontaktach z Donaldem Tuskiem. Jego wiedza i doświadczenie zostaną na pewno zagospodarowane. Natomiast, gdyby jednak zdecydował się na start w wyborach prezydenckich, wtedy będzie zupełnie nowe rozdanie.
Kiedy Platforma jasno powie, kto jest jej kandydatem?
Formalnie, na początku maja, podczas kongresu partii. Myślę jednak, że decyzja zapadnie w ciągu kilkunastu dni.
Będą prawybory?
Rozmawiamy o tym. Cała Platforma Obywatelska to w tej chwili około 50 tys. ludzi.
Czytaj dalej >>>
Donald Tusk w radiu Zet powiedział, że wolałby, żeby Kaczyński nie był już prezydentem, bo to mu przeszkadza w rządzeniu. To było trochę złośliwe, prawda?
Ale ja rozumiem premiera. Wystarczy porównać liczbę ustaw zawetowanych teraz i za rządów PiS z LPR i Samoobroną, oraz tych rozwiązań, co do których prezydent zapowiedział weto zanim ujrzały światło dzienne.
Rozumiem, że gdyby prezydent był z nadania PO, reformy ruszyłyby z kopyta?
Dokładnie tak to przygotowaliśmy, również kalendarzowo. W ciągu kilku miesięcy założenia z planu konsolidacji zostaną przekute w projekty ustaw i przejdą do Parlamentu. Wszystko po to, by w październiku lub listopadzie trafiły na biurko prezydenta. Nowego prezydenta.
* Paweł Graś jest rzecznikiem prasowym rządu Donalda Tuska i sekretarzem stanu w KPRM