Od 2007 roku coraz mniej liczą się pomysły na rozwiązanie problemów politycznych, zaś ogromną rolę odgrywają osobowości polityków. W 2005 roku bracia Kaczyńscy zwyciężyli w wyborach dzięki temu, że ich program IV RP był spójny i trafiał w nastroje społeczne po aferze Rywina. Nie byli wtedy ani lepiej ubrani, ani bardziej uśmiechnięci niż teraz.

Reklama

W 2007 roku przegrali wybory, gdyż po dwóch latach rządów, w okresie prosperity, nie stworzyli programu dostosowanego do nastrojów Polaków. Błędem PiS było spersonalizowanie kampanii poprzez zgodę na słynną debatę telewizyjną pomiędzy Jarosławem Kaczyńskim a Donaldem Tuskiem. Polacy postawieni przed wyborem pomiędzy popularnym liderem PO a liderem rankingów antypatii, poparli partię tego pierwszego.

W kolejnych latach politycy PiS atakowali Tuska, m.in. poprzez szkalujące go kreskówki. Przyklaskiwała temu Platforma, gdyż te zabiegi koncentrowały uwagę społeczeństwa na wizerunkach polityków, a nie efektywności ich działań. Przez większość Polaków premier Tusk był postrzegany jako dobry Frodo ze swoją drużyną pierścienia, zaś Jarosław Kaczyński jako Władca Mordoru ze swoimi siermiężnymi wojami. W 2008 roku pogłębiła się polaryzacja sceny politycznej, w której dobrym bohaterem był premier, zaś w roli schwartzcharaktera swojego brata zastąpił Lech Kaczyński.

Starzy gracze, stare argumenty

Celem prowadzonych przez mnie wówczas badań jakościowych (na jesieni 2008 roku i na wiosnę 2009 roku) była próba podważenia tego podziału. Służyło temu wprowadzenie trzeciej osoby jako kontrastu dla pary premier i prezydent, m.in.: Baracka Obamy, czy Radosława Sikorskiego. Jedno z zadań polegało na rozmieszczeniu nazwisk trzech polityków na kartce - im bardziej podobne do siebie były według badanych postacie, tym bliżej należało je umieścić. Okazało się, że zapisywali oni nazwisko Kaczyńskiego i Tuska w większej odległości niż Kaczyńskiego i Obamy. Wynik ten świadczył nie tyle o tym, że Kaczyński jest podobny do Obamy, ile że Kaczyński jest postrzegany głównie przez kontrast z Tuskiem.

Reklama

Decyzja premiera Donalda Tuska o rezygnacji ze startu w wyborach prezydenckich zwiększa szanse prezydenta na sukces. Podobnie jak w prowadzonych badaniach jakościowych oznacza rozbicie niekorzystnego dla prezydenta podziału. Był on oparty na silnych emocjach, więc wyborcy wybaczali premierowi wpadki – zniknięcie inwestora z Kataru, aferę hazardową. Niedostatek reform np. finansów państwa nie liczył się tak bardzo dla sympatyków PO, gdyż w ich głowach Tusk był przeciwstawiony zdemonizowanym braciom Kaczyńskim.

Wydaje się, że powyższej tezy nie potwierdzają pierwsze sondaże z ostatniego tygodnia. Prezydent w drugiej turze wyborów przegrywał m.in. z Bronisławem Komorowskim i Radosławem Sikorskim. Ta przewaga to premia opisywanego powyżej podziału sceny politycznej, który wciąż był obecny w głowach respondentów. Jego rozbicie, to ewentualne zadanie prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Jeśli myśli o reelekcji, to szybko ogłosi decyzję o starcie w wyborach i będzie dzielić na nowo Polaków.

Reklama

Uczciwy i uczciwszy

Obecnie Platforma jest skoncetrowana na przekonywaniu wyborców do tego, iż partia ta nie zamiata afery hazardowej pod dywan. Korzystając ze słabości PO, to prezydent będzie teraz narzucać nowy kontrast. Jeśli jego kontrkandydatem okaże się Bronisław Komorowski, to wówczas np. Lech Kaczyński będzie starał się prezentować jako poważny, silny, uczciwy polityk przeciwastawiany uległemu zastępcy Tuska. W tym celu Marek Migalski porównuje premiera Tuska do Putina, zaś marszałka Komorowskiego do Miedwiediewa. Gdyby tym przeciwnikiem był Radosław Sikorski, to wtedy dodatkowo linią podziału będzie doświadczenie i stateczny wiek, stereotypowo kojarzony z urzędem prezydenta.

Zagrożeń dla powodzenia planu prezydenta jest kilka. Po pierwsze musi przekonać Polaków do nowego podziału. Po drugie Donald Tusk otworzył drugi front, którym są wybory parlamentarne w 2011 roku. Premier chce przekonać wyborców, iż PO potrafi lepiej niż PiS troszczyć się o portfele, zdrowie Polaków. Tym samym wywołuje do walki Jarosława Kaczyńskiego. Lider PiS jest wciąż liderem antypatii. Pojawienie się na polu zmagań dwóch „braci Kaczyńskich”, to włączenie negatywnej kliszy, niweczącej starania prezydenta. Premier Donald Tusk rozciągnął front, zostawiając miejsce na aktywność dla Lecha Kaczyńskiego. Prezydent to zwycięstwo musi sobie wywalczyć i nie wystarczy ocieplanie wizerunku w cieniu Dody czy szczypiornistów.

* Autor jest pracownikiem naukowym Wydziau Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego