Zmiana stóp procentowych banku centralnego powinna następować z pewnym wyprzedzeniem wobec zmian inflacji - to oczywiste. Jeśli bank spodziewa się szybkiego wzrostu cen, musi reagować podwyżkami stóp. Zacieśniać politykę pieniężną można wtedy, gdy zaczyna być widoczne narastanie presji popytowej na rynku i znacznie rośnie tempo dochodów gospodarstw domowych. To są czynniki, które sprzyjają wzrostowi inflacji.

Reklama

W obecnych polskich warunkach bardzo trudno jest dokładnie określić moment, w którym należałoby rozpocząć cykl podwyżek stóp. Z jednej strony mamy gospodarkę z ciągle kruchym, ale jednak zwiększającym się wzrostem gospodarczym. Z drugiej - wyraźne umocnienie złotego, które osłabia napięcia inflacyjne. I może dawać Radzie Polityki Pieniężnej więcej czasu do namysłu.

Wnikliwa analiza wszystkich czynników składających się na stan rynku finansowego i gospodarki w nadchodzących miesiącach jest bardzo ważna. Ciągle działamy w stanie podwyższonego ryzyka rynkowego. Nie wiemy, jakim wynikiem gospodarka zakończy I kwartał, jak poradziła sobie z wyjątkowo ciężką zimą w tym roku. Nie wiadomo, jak pierwsze miesiące tego roku wypadły w gospodarkach naszych głównych partnerów handlowych. Te wszystkie dane trzeba będzie przeanalizować. Podobnie jak nowe prognozy na kolejne miesiące, jakie powstaną na podstawie tych danych. I dopiero wtedy można zacząć mówić o ewentualnych podwyżkach stóp. W tej chwili nie można twardo powiedzieć, kiedy nastąpi taka podwyżka.

Ostatnie wypowiedzi członków Rady Polityki Pieniężnej o zbliżającym się terminie rozpoczęcia procesu zacieśniania polityki pieniężnej odczytuję jako zapowiedź stopniowej zmiany kursu tej polityki. Dla rynku jest to pewnego rodzaju ostrzeżenie. Ale tylko ostrzeżenie. Nie należy tych wypowiedzi odczytywać jako deklaracji wzrostu stóp. I ja tego tak nie odczytuję. RPP jest świadoma tego, że musi walczyć z inflacją, nie pozwolić na jej gwałtowny niekontrolowany wzrost. A z drugiej strony podnoszenie stóp może stanowić zagrożenie dla podejmowania inwestycji. I to właśnie - jak zawsze - trzeba będzie ważyć na szali przy podejmowaniu decyzji o zmianie stóp procentowych.

Reklama

czytaj dalej



To, że umocnienie złotego zbiegło się w czasie z publikacją tych wypowiedzi, to przypadek. Aprecjacja naszej waluty wynika z czynników globalnych. O tym decydują wzajemne relacje dolara i euro, nasza waluta silnie reaguje na ich zmiany. Poza tym Polska ma dobre na tle innych krajów wyniki gospodarcze, inwestorzy uznali więc, że złoty to ciekawy pieniądz. Opinie, że złotego umocniły jedynie wypowiedzi prezesa NBP albo innych członków Rady są moim zdaniem przesadzone.

Reklama

Faktem jednak jest, że mocny złoty to czynnik hamujący tempo wzrostu cen. To bariera dla wzrostu inflacji, w sytuacji gdy drożeją surowce na rynkach światowych, zwłaszcza ropa. Jej cena ostatnio się waha, ale nie przenosi się to na nasz rynek właśnie dzięki mocnemu złotemu. Silny złoty to też tani import innych towarów i usług, co ma wpływ na osłabienie dynamiki inflacji. Tym bardziej że cen w imporcie znacznie rosły w I połowie ubiegłego roku - zadziała tu więc też dodatkowo czynnik statystyczny. W sumie inflacja powinna przez najbliższe miesiące wahać się w przedziale 1,5-3,5 proc. Być może latem osiągnie poziom celu inflacyjnego NBP, czyli 2,5 proc. Może być nawet niższa. Z tego punktu widzenia nie widać konieczności podnoszenia stóp.

Poza tym umocnienie złotego nie jest dobrą wiadomością z punktu widzenia wzrostu gospodarczego. Mam tu na myśli sytuację eksporterów. Nadmierna aprecjacja może zaszkodzić dynamice eksportu, osłabić jego rentowność. Tymczasem to właśnie eksport netto był jednym z głównych motorów wzrostu PKB w 2009 r.

Jest jeszcze jeden element tej układanki: przedwczesna podwyżka stóp procentowych mogłaby utrudnić inwestorom i gospodarstwom domowym sięganie po kredyt. A to może uderzyć w inwestycje i konsumpcję. Spadek akcji kredytowej w warunkach rosnącego bezrobocia i niższej dynamiki dochodów z pracy może dodatkowo osłabić czynniki odpowiedzialne za wzrost PKB. Na razie nie widać więc powodów, by podwyższać stopy zarówno ze względu na kształtowanie się procesów inflacyjnych, jak i z punktu widzenia wzrostu gospodarczego.

Autorka była ministrem finansów w rządzie Jerzego Buzka oraz członkinią Rady Polityki Pieniężnej poprzedniej kadencji