Po pierwsze, trzeba wziąć pod uwagę bardzo istotny fakt, że PiS jest jedyną partią, która prowadzi już kampanię wyborczą. Od kilku tygodni na ulicach naszych miast widzimy billboardy z premierem w roli głównej, a w telewizji liczne spoty reklamowe tej partii. Z drugiej strony - podczas gdy Prawo i Sprawiedliwość prowadzi świadomą, bardzo ciekawie sprofilowaną i przemyślaną kampanię wyborczą, pozostałe partie są jeszcze w głębokim śnie. Byłoby więc dziwne, gdyby miało się okazać, że rozpoczęta przez PiS kampania wyborcza nie przynosi efektów. I właśnie wyniki sondażu są pierwszą oznaką tego, że dzięki kampanii zaczęło wzrastać poparcie PiS.

Reklama

Myślę, że tym, co zachęca społeczeństwo do wstępnej deklaracji, że w nowych wyborach zagłosuje na PiS, jest też to, iż partia ta bardzo konsekwentnie realizuje rozpisany przez Jarosława Kaczyńskiego scenariusz wyborów, mający formułę plebiscytu. To, że po jednej stronie stoi Jarosław Kaczyński i jego partia, a po drugiej stronie bardziej lub mniej rozproszona opozycja - od Donalda Tuska przez Wojciecha Olejniczaka po Leppera i Giertycha. Jest to do znudzenia powtarzane przez wszystkich polityków PiS, ale jak widać - przynosi efekty.

Po raz kolejny okazało się, że to PiS wyznacza pole bitwy. Potrafi przy tym narzucić język kampanii wyborczej i debaty publicznej. A jeżeli ktoś postępuje właśnie w taki sposób, że umie sam wybrać owo pole, to siłą rzeczy teren ten jest już pełen dołów, w które będą wpadać wojska zaciężne armii przeciwnych - w tym wypadku Platforma.

Myślę, że podział, który w swej kampanii narzuca PiS - podział na Polskę koniokradów i szeryfów - jest na tyle czytelny, prosty, akceptowalny i rozpoznawalny, że w szumie medialnym i w swoistej dyfuzji poznawczej bez problemu trafia do wyborcy, który właśnie takich prostych komunikatów potrzebuje. Zatem - "jeśli nie wiesz, na kogo zagłosować, my ci dajemy rozwiązanie" - podpowiada PiS. A wyborcy z tego korzystają.

Sondaż ten pokazuje też inną bardzo ważną kwestię. Otóż wynika z niego, iż zmniejsza się liczba osób, które deklarują, że nie wiedzą na kogo zagłosować. Dziś sprawdza się moja teza, że o wyniku wyborów tak naprawdę zadecydują właśnie ci niezdecydowani. A stanowią oni przecież największą po PO i PiS "partię" w Polsce. Przeciętny profil takiego "niezdecydowanego" wyborcy jest zaś, moim zdaniem, bardziej profilem PiS-owskim niż Platformerskim.

Myślę, że na wyniki sondażu bardzo duży wpływ ma również dyskredytacja Janusza Kaczmarka. Badania wskazują, że z każdym dniem staje się on dla opinii publicznej coraz mniej wiarygodny. Dla równowagi więc muszą zyskać ci, których on atakuje. A wiadomo, że głównym obiektem ataków Kaczmarka przez ostatnie tygodnie był PiS, Ziobro i Pałac Prezydencki. Dyskredytacja Janusza Kaczmarka - poprzez wykazanie, że przynajmniej w części swych zeznań kłamał, mataczył i nakłaniał do mataczenia - musi powodować, że ci, których oskarżał, wychodzą w tym konflikcie na zwycięzców. A cała ta sytuacja wzmacnia tylko to, co chce przekazać społeczeństwu Jarosław Kaczyński - "my jesteśmy sprawiedliwi, a oni nie". I okazuje się, że Kaczmarek to ten koniokrad, który atakuje dobrego szeryfa.

To bardzo działa na wyborców. Widzą bowiem, że mają do czynienia ze starym, dobrym, zakapiorskim PiS, jaki pamiętają z 2005 roku. PiS, który oczarował ich stanowczym językiem, walką z patologiami, populistami i postkomunistami. To nie jest flirt, jakim częstuje wyborców Platforma. To właśnie i spadek jej notowań wpłynął na przewagę PiS w sondażu przedwyborczym. Można podejrzewać, że część wyborców PO, rozczarowana flirtowaniem Tuska z Giertychem i Lepperem, zwróciła się ku PiS. Alianse PO z populistami, z którymi walczy PiS, powodują, że wyborcy wybierają tę silną prawicę, czyli Prawo i Sprawiedliwość.
Inną zaś rzeczą jest to, że przepytywani o swoje preferencje respondenci przestają się wstydzić partii Jarosława Kaczyńskiego. Ci, którzy jeszcze pół roku temu ukrywali swoją sympatię dla niej mówiąc, że jeszcze nie wiedzą, na kogo będą głosować, dziś zdecydowanie się do tego przyznają. A to w moim odczuciu oznacza, że poprzednia przewaga PO była trochę sztuczna. Zawsze wynikała bowiem z przeszacowania Platformy, a niedoszacowania PiS.