Eustachy Rylski
Mój pogląd jest taki, że nieważne co, ważne z kim. IV Rzeczpospolitej, nawet jeśli zgodzimy się, że przyszedł na nią czas, nie ma z kim budować. Rządy silnej ręki, w jakimś stopniu nawet autorytarne, mają w życiu narodów czasami sens, pod warunkiem, że sprawują je ludzie pierwszorzędni, przykładem władza Charlesa de Gaulle'a i jego ekipy w pierwszych latach V Republiki Francuskiej. Polską natomiast rządzą ludzie, z niewielkimi wyjątkami, drugorzędni. Na urzędy od dołu do góry popłynęła rzeka miernot. Co ją powstrzyma? W jakimś stopniu wybory, jeśli naród nie popełni błędu sprzed dwóch lat. Ale tylko w jakimś stopniu.
Jerzy Sosnowski
Dwa lata temu niełatwo było znaleźć człowieka, który by nie widział potrzeby wprowadzenia jasnych reguł życia publicznego rozcinających zrost polityki i biznesu. Wydawało się też oczywiste, że społeczne koszty transformacji nie mogą rosnąć w nieskończoność, i że trzeba wreszcie zaproponować coś ludziom, którzy zostali odcięci od dobrodziejstw wolnego rynku i demokracji. Te przekonania leżały u podstaw oczekiwania na koalicję PO - PiS.
Niestety: koalicja, która ostatecznie powstała, ośmieszyła powyższe idee. LPR oraz Samoobrona uległy wprawdzie marginalizacji - taki był z pewnością polityczny zamysł Jarosława Kaczyńskiego - ale za cenę odciśnięcia się upodobań ich elektoratów w dyskursie zaproponowanym przez PiS. Mamy w efekcie dominującą w polskim życiu publicznym obrzydliwą mieszaninę konserwatyzmu z populizmem i nacjonalizmem. Wartościowe spory polityczne spotworniały w polityczne nienawiści, którym wszyscy ulegamy. Wymagające subtelności służby specjalne państwa trafiły w ręce ludzi pokroju Antoniego Macierewicza, o którym od przynajmniej 17 lat wiadomo, że jest nieodpowiedzialny, oraz Zbigniewa Ziobry, który swoją nieodpowiedzialność ujawnia co najmniej od czasu sprawy z profesorem G. Czasy pierwszej "Solidarności", gdy wydawaliśmy się lepsi, niż naprawdę byliśmy, minęły; dziś wydajemy się gorsi, niż moglibyśmy być. Będziemy długo odrabiać te straty - nie w sferze gospodarki, lecz życia społecznego.
Janusz Krasiński
Rządy Prawa i Sprawiedliwości oceniać można różnie, ale - w moim przekonaniu - najważniejsze jest to, co się im udało zrobić, a jest to przede wszystkim przywrócenie Polakom tożsamości narodowej. Polacy przez ten czas zrozumieli, że żyją w kraju, który nazywa się Polska - w III RP właściwie się o tym nie mówiło i nie wiedzieliśmy, kim jesteśmy. Była to co najwyżej jakaś fabryczka, przedsiębiorstwo, które miało dobrze prosperować, ale nie było w niej duszy. A duszą narodu jest jego świadomość i jego kultura.
Myślę, że dwa ostatnie lata nie były stracone. I choć liczyłem na nieco głębsze wejrzenie w przeszłość (rozliczenie stalinowskiej przeszłości), widzę też, że PiS - mimo wielu trudności - próbowało realizować swój program. Całkowicie rozumiem, że przy wymuszonych koalicjach z LPR i Samoobroną wielu obietnic nie udało się zrealizować. Platforma Obywatelska atakowała przecież rząd w niesmaczny sposób, a mimo to braciom Kaczyńskim udało się zachować powściągliwość.
Panowie Kaczyńscy nie budzą we mnie jakiejś szczególnej sympatii, ale wierzę w ich uczciwość i dobre intencje. Myślę, że największym nieszczęściem tej kadencji jest brak porozumienia między PiS i PO. I jeśli partie te nie znajdą płaszczyzny porozumienia - stracimy Polskę.
Paweł Huelle
Ostatnie dwa lata to w Polsce permanentny stan podgorączkowy. Nie dlatego, że wygrała taka czy inna partia, ale dlatego, że kampania wyborcza właściwie się nigdy nie skończyła. A teraz na dodatek właśnie na powrót się zaczęła - więc przez cały ten długi czas byliśmy zmuszeni żyć w atmosferze nieustającej walki wyborczej.
Oczywiście stan podgorączkowy to nie jest stan ciężkiej choroby czy zapaści, ale może do nich doprowadzić. Są oczywiście osoby uzależnione od adrenaliny, które lubią napięcie, ale nie wszyscy nadają się do życia w stresie. I dlatego dzisiaj Polacy gremialnie cierpią na wspólną chorobę - ogromne zmęczenie głosem polityków wykrywających właśnie kolejną sensację. Przypomina mi to komunizm, ale nie dlatego, żebym porównywał nasze rządy do tamtego reżimu (to by było grube nadużycie), ale z powodu panującej w Polsce atmosfery. Życie w ciągłej akcji było symbolem życia społecznego za czasów PRL. Wykopki, żniwa, zresztą cokolwiek, byleby tylko była wspólna mobilizacja. Teraz jest tak samo: mundurki dla uczniów, nowe matury, tropienie agentów. Nasze życie wygląda jak tandetny film sensacyjny. Niestety, za jego produkcję płacimy z naszych podatków. Tymczasem na film w kinie możemy wyłożyć dwadzieścia złotych i wyjść z seansu po pięciu minutach.
Manuela Gretkowska
Po tych dwóch latach skompromitowały się nawet słowa, zwłaszcza te, które być może weszły w koalicję: "de facto" i "porażające".
Kadencja zaczęła się dla mnie podczas występu na żywo w TVN 24, kiedy pokazano egzemplarz "Sukcesu" i dowiedziałam się o wycięciu nożyczkami z 80-tysięcznego nakładu mojego felietonu. Rozejrzałam sie po studiu, czekając na kwiaty od Szymona Majewskiego i okrzyk "Mamy cię", bo nie docierało do mnie, że to prawda, że władza nadal może wywierać w demokracji podobną presję. List z Kancelarii Prezydenta do "Sukcesu" zawierający stwierdzenie, że takie osoby jak Gretkowska nie powinny publikować, uznałam za żenującą wpadkę przepracowanych urzędników tęskniących do młodości w czasach Gomułki. Zupełnie nie zdawałam sobie sprawy, że cały problem to tragikomiczny przedsmak tego, co miało nastąpić: obrażanie się na zagraniczną prasę, poniżanie dziennikarzy w Polsce i zakładanie im podsłuchu. W efekcie dziennikarze poczuli się politykami - zaczęli walczyć o monopol dusz, podawać się wzajemnie do sądu, i o to chyba chodziło, o pozbawienie prasy wiarygodności, by ściągnć ją z piedestału piątej władzy.
Pogarda dla kobiet, głoszenie jej jako prawdy oczywistej przez Leppera, Giertycha, Kurskiego przy milczącym poparciu reszty parlamentu było symbolicznym tłem dla tego, co się stało wtedy w jednej z gdańskich szkół - poniżona przez uczniów kilkunastoletnia Ania popełniła samobójstwo. Okrucieństwo i głupota patriarchalnie wychowywanych chłopców są wstrząsające, ale szokiem była dla mnie reakcja dziewczynek, następnych w kolejce do gwałtu, patrzących spokojnie na to, co się działo z ich koleżanką - to też był symboliczny obraz, jak Polki na własne życzenie stają się idealnymi ofiarami niezdolnymi do sprzeciwu, gdy ogłaszany jest pomysł ustawy skazującej je na śmierć. To zdarzenie i pomysły poprawek do ustawy antyaborcyjnej wywołały jednak w kobietach solidarność, by bronić siebie i swoich praw, stąd pomysł na Partię Kobiet, która jest już na tyle mocna, że wystartuje w wyborach, by po kobiecemu szukać kompromisów i godnych rozwiązań.
Puszczone ostatnio nagrania rozmów politycznej elity, prokuratorów, ministrów uświadomiły mi, że mężczyźni w Polsce nie umieją rozmawiać, potrafią się tylko mafijnie bratać lub nawzajem bezwzględnie niszczyć, więc nic dziwnego, że te dwa lata w polityce to czas rozczarowań ideologią; los polskiej prawicy jest tragiczny, bo i ona sama jest tragiczna - z braku fundamentów opiera się na antykomunizmie, swoim micie założycielskim, dlatego wyzywa od lewactwa wszystko, czego nie rozumie: zielonych, feministki, inteligentów. Ale co zostanie, gdy wyczerpią się antykomunistyczne: Giertych i katolicyzm? Polskiej lewicy, czyli postkomunistom, nie dość, że nie można udowodnić żadnych przekrętów, to - jak się okazuje w ostatnich sondażach - nie można też niczym zaszkodzić, w efekcie nasze życie polityczne z niby lewicą i prawie prawicą udaje normalną demokrację, tylko czasami, pod koniec kadencji wyskakują jako główny news (czego dotąd nie było) genitalia posła-gwałciciela twierdzącego, że jest impotentem, co nie powinno dziwić, bo Łyżwiński dokonał wcześniej innego cudu - kupując za 400 tys. paliwo do wozu, którego nie ma. Na koniec kadencji wrażenie zrobiły na mnie billboardy z ich wyborczą poezją zawierającą wnioski z dwóch lat: "Jarosław Kaczyński - zasady zobowiązują", równie dobrze Lepper mógłby o sobie napisać: "Weksle zobowiązują", Kwaśniewski: "Kolesie zobowiązują", Giertych: "Dinozaury zobowiązują" i Marek Jurek: "Stosunki zobowiązują".