Kondycja patrona LiD jest ważna, jednak nie najważniejsza. Mimo wszystko istotne jest też to, co Kwaśniewski mówił i jakim posługiwał się językiem. W kampanii wyborczej, co zrozumiałe, spór jest ostry. Jednak nawet w takiej sytuacji kryterium wiarygodności i elementarnej prawdy (także kryterium prawdy historycznej) nie może być ignorowane.
Są poważne powody, by troskać się o kondycję polskiej demokracji. Jest sporo poszlak uzasadniających podejrzenia co do przestrzegania prawa przez rządzących. Jednak Kwaśniewski nie tylko ostrzega, ale i konstatuje - Polska pod rządami PiS już tonie. Inwigilacja jest powszechna, a nadużycia aparatu przemocy niewątpliwe. Szwarccharakter Ziobro grozi naszej wolności (Jaskiernia chyba nie istniał - w każdym razie Kwaśniewski go nie pamięta).
Uratować nasz kraj, według Kwaśniewskiego, mogą ludzie PRL-u skupieni w LiD. Oni z własnego doświadczenia wiedzą najlepiej, czym były rządy monopartii i jakie stanowią obecnie zagrożenie. Kwaśniewski sugeruje jednoznacznie: PRL i rządy PiS to jest to samo. Trzeba to zmienić, by przeciwstawić się, jeżeli nie tym samym, to takim samym zagrożeniom. Oczywiście, w III Rzeczypospolitej zagrożeń nie było, a gdy pojawiły się problemy z korupcją, to tacy ludzie, jak Pęczak i Długosz zostali ukarani (o Sobotce Kwaśniewski nie wspomniał). To zrozumiałe - przecież na ogół w III Rzeczypospolitej rządzili ludzie LiD. Także "Solidarność" - w swoim czasie - zrobiła dobrą robotę. Kwaśniewski wprawdzie do tej organizacji w latach 1980 - 1981 nie wstąpił, bo - jak sam mówił - nie chciał ulegać owczemu pędowi, ale dziś zrozumiał, kto miał historyczną rację. Zresztą - jak mówił Borowski na poprzednim zgromadzeniu - "Solidarność" wstąpiła do LiD.
Przesłanie Kwaśniewskiego jest najzwyczajniej w świecie kłamliwe. Jego autor nigdy chyba nie stosował się do rady, której podobno udzielała mu żona (cytuję wtorkowy DZIENNIK): "Gdy nie wiesz, jak postąpić, zachowaj się przyzwoicie". Rzecz w tym, że Aleksander Kwaśniewski zawsze wiedział, jak w danym momencie postąpić, więc ani na moment nie oddalił się od miski z konfiturami. Trzeba przyznać, że robił to perfekcyjnie. Dziś, szukając dla siebie i swoich przyjaciół miejsca we władzy, ma dużo mniej wdzięku i ewidentne kłopoty z sobą samym. Sięga po niedobre metody. Mnie nie zaskoczył.
Ale, powiedzmy uczciwie, pozbawione umiaru oceny padają też z ust ludzi, którzy zasługują na szacunek. Mam oczywiście na myśli ostatnie wypowiedzi Władysława Bartoszewskiego. Wypowiedzi nie tylko niesprawiedliwe (bo skrajne), ale też nierozsądne. Z pewnością nie jest najlepiej z kompetencjami ludzi PiS także w kwestiach zagranicznych, ale przedstawianie ich jako półgłówków jest nie tylko krzywdzące, ale - nie waham się tego powiedzieć - szkodzi elementarnym interesom zagranicznym Polski. Wewnątrz, w Polsce, jest przeciwskuteczne.
W tej kampanii naruszane są normy elementarnej przyzwoitości i prawdy. Wyborcy nie mają w tej chwili szansy, by wybierać racjonalnie. Do urn, jak myślę, pójdą pod wpływem emocji i w atmosferze meczu. W tych warunkach nawoływanie do "spełnienia obywatelskiego obowiązku" nie ma etycznej legitymacji. Ale coś jeszcze można zmienić - pozostało wszak kilkanaście dni.
Nie mam żadnych złudzeń w stosunku do takich ludzi, jak Lepper, Giertych czy Miller. Szmajdziński już zdążył usprawiedliwić Kwaśniewskiego. Borowski się wykręca - nie może ocenić, bo nie był w Szczecinie. Nie wierzę również, że ze skrajnej stronniczości zrezygnują Radio Maryja lub "Gazeta Wyborcza". Ale ciągle mam nadzieję, że refleksja skłoni Kaczyńskiego i Tuska do prowadzenia sporu z wykluczeniem metod niegodnych. Ciągle liczę, że moi dobrzy znajomi z dawnej demokratycznej opozycji, dziś obecni w LiD (przede wszystkim Jan Lityński, Bronisław Geremek, Władysław Frasyniuk) powiedzą wyraźnie, że obraz Polski, jaki w Szczecinie przedstawiał Aleksander Kwaśniewski (a w Strasburgu Cohen-Bendit), jest obrazem fałszywym. Nikogo nie namawiam, by pokochał PiS (sam ich nie kocham), ale myślę, że jest ważne, by ofiarą walki o władzę nie stały się wartości, które powinny być fundamentem polskiej wspólnoty.