Role w tym sporze rozpisane są od kilkunastu lat, tylko aktorzy co kadencję zmieniają się miejscami. Dwa lata temu ostro atakowani byli posłowie PiS. Tłumaczyli się, dlaczego tak mało w tamtym czasie rząd przesłał ustaw do uchwalenia. I dlaczego tak dużo wśród rządowych projektów PiS odziedziczył po Marku Belce. Teraz to oni atakują za to samo Platformę. Bo według jakichś statystyk był to najmniej pracowity początek spośród wszystkich kadencji Sejmu.
Może nawet i tak jest. Nie w tym jednak problem. W Polsce ustaw produkuje się i tak za dużo. Bez większego zresztą namysłu, bo często są niezgodne z innymi, istniejącymi już przepisami. Widać jednak, że mało kogo to obchodzi. Zbrodnie PiS albo afery PO – to jest to, co pobudza posłów. W Sejmie debaty o wizji państwa czy wartościach w polityce będą tylko zasłoną dla bezlitosnej walki na wyniszczenie przeciwnika.
Takiej, gdzie wszystkie chwyty są dozwolone. Naprzeciw siebie stoją dwie wielkie partie, dla których słowo "kompromis" nie istnieje. Paradoksalnie to efekt tego, że polityka w Polsce się profesjonalizuje. Partie mają więcej pieniędzy, są bardziej zwarte. Kiedyś nie miały takich środków, więc dwudziestoosobowy klub Giertycha nie mógł wykończyć trzyosobowej frakcji Wrzodaka.
Te 100 dni, rewelacje o laptopach, podsłuchach, przecieki z tajnych posiedzeń, dały nam obraz tego, jaka będzie reszta kadencji. Na razie nic nie wskazuje na to, że będzie gwałtownie skrócona, więc przygotujmy się - następne tysiąc dni szóstej kadencji Sejmu będzie takie same jak pierwsza setka.