Rzecz w tym, że nawet w czasach komunizmu ludzie lepiej oceniali swoją własną pozycję niż sytuację ogółu. Także w okresie transformacji Polacy mieli świadomość, że muszą znaleźć indywidualne, a nie zbiorowe - nie poprzez państwo - strategie przetrwania. To im się rzeczywiście przez ostatnie lata udało. Dziś są więc naprawdę zadowoleni z tego, co osiągnęli we własnym ogródku. Nadal najwięcej powodów do radości znajdują Polacy w życiu rodzinnym, w dalszej kolejności w karierze i innych formach indywidualnej, prywatnej aktywności.

Reklama

Coraz bardziej wierzą w siebie - ale w samych siebie. Coraz lepiej im się powodzi - ale mają całkowicie uzasadnione poczucie, że to ich osobista zasługa. Mają świadomość, że są w stanie zarobić na rodzinę, ale często dlatego, że już wiedzą, iż poradzą sobie, pracując kilka miesięcy w roku na Zachodzie. Cieszą się z sukcesów swoich dzieci, ale dobrze pamiętają o tym, że to ich własne wyrzeczenia zapewniły im odpowiednią edukację i status życia.

Wzrost statusu życia nie dotyczy oczywiście tylko dzieci. Bardzo prostym symbolem tego procesu są cytrusy, które w czasach komunizmu byly niemal nieosiągalne, a potem - ze względu na cenę - miały charakter towaru luksusowego. Dziś są powszechnie dostępne i często tańsze od krajowych owoców. Podobnie rzecz ma się z niemal wszystkimi dobrami konsumpcyjnymi, których dostępność budzi poczucie, że przynajmniej w sferze potrzeb życiowych nie mamy się czego obawiać. I to jednak przekłada się tylko na indywidualne dobre samopoczucie wynikające z zaradności i zaspokojenia potrzeb bytowych jednostek.

Nie zmienia to także faktu, że w światowym podziale pracy sytuujemy się jako rynek i jako źródło siły roboczej, co nie pozwala w pełni wykorzystać naszego potencjału. Co więcej - z punktu widzenia jednostki i w krótkim przedziale czasu właśnie to może powodować nasze dobre samopoczucie – mamy bowiem pełną dostępność dóbr konsumpcyjnych i zarazem możliwość zarobienia na nie. Niemniej w dalszej perspektywie pozostawanie w tej roli w globalnej gospodarce może mieć efekt odwrotny.

Reklama

Wciąż brakuje nam czegoś, co sprawiłoby, że pozytywne mniemanie Polaków o samych sobie mogłoby się przełożyć na ich dobre mniemanie o polskim państwie. Z całą pewnością dobra samoocena i spory optymizm, które ujawniają Polacy, zawierają w sobie szansę rzeczywistej zmiany. Niemniej ten ogromny potencjał, który obecny jest w polskim społeczeństwie, nie przełoży się na rzeczywistą modernizację i innowacyjność polskiej gospodarki bez wsparcia ze strony państwa. Bez sprawnego państwa, które pozwoli temu społecznemu potencjałowi znaleźć ujście, nie wykorzystamy potęgi indywidualnego optymizmu, który może przełożyć się na zbiorowy sukces. Indywidualne strategie muszą bowiem znaleźć w życiu publicznym i w instytucjach państwa coś w rodzaju soczewki skupiającej energię jednostek. Tylko to pozwoli sprawić, że zadowolenie z życia jednostek stanie się rzeczywistym bodźcem dla polskiej modernizacji i przełoży się na rozwój społeczny.