Tym bardziej że Amerykanie dawali wcześniej wyraźne sygnały, że taki kompromis jest możliwy. Nasze nadzieje okazały się płonne.

Fiasko rozmów w Soczi mogę wytłumaczyć tylko tak: w miniony weekend Putin spotkał się nie tyle z kulawą kaczką, ile wręcz z hiperkulawą kaczką. Amerykański prezydent nie jest w stanie podejmować samodzielnych decyzji w polityce zagranicznej. A to dlatego że po pierwsze jego popularność jest w tej chwili minimalna, a po drugie nie ma on prawie żadnych sojuszników, nawet we własnej administracji.

Reklama

Nie rozumiem, dlaczego Zachód się oburza, kiedy rosyjscy wojskowi zapowiadają, iż wymierzą swoje rakiety w Polskę i Czechy, jeśli naprawdę na ich terenie tarcza powstanie. Każda akcja wywołuje reakcję, a już zwłaszcza w polityce obronnej. Karty w grze Rosja - Zachód rozdaje ten ostatni. My jedynie reagujemy na jego posunięcia. Mamy podstawy sądzić, że instalacja ta będzie stanowić dla nas zagrożenie. Załóżmy bowiem, że idziecie w nocy ulicą i widzicie pijanego dżentelmena, który na całe gardło śpiewa sprośne piosenki. Jaka jest pierwsza myśl? Ano taka, że ten człowiek może się na was za chwilę rzucić z pięściami. Automatycznie uznają go państwo za potencjalnie niebezpiecznego. To samo Rosjanie myślą o budowie amerykańskiej tarczy. Za rządów Dmitrija Miedwiediewa nic się w tej kwestii nie zmieni, gdyż polityką zagraniczną będzie się zajmował ten sam, co dotychczas zespół.

W Soczi liczyliśmy też na to, że zostanie uczyniony pierwszy krok ku wielkiemu kompromisowi - budowie jednego, wspólnego systemu obrony przeciwrakietowej, do którego weszłyby Rosja, Stany Zjednoczone i Unia Europejska. To nasz program maksimum. Myślę, że całkiem realny. Ale jak widać ani USA, ani Unia nie są jeszcze na to gotowe. Obserwujemy wręcz, że chcą budować własne bezpieczeństwo kosztem Rosji oraz innych państw. Waszyngton i Bruksela ignorują nasze obawy i wątpliwości. Takie zachowanie jest niemądre i strategicznie błędne. Sztandarowym tego przykładem są relacje z Iranem. Zgadzamy się z USA, że władze w Teheranie nie powinny rozwijać programu atomowego, ale nie zgodzimy się na nałożenie na nie sankcji ekonomicznych. Dlatego że w odróżnieniu od Stanów Zjednoczonych mamy swoje interesy gospodarcze w Iranie. Dlaczego Waszyngton miałby wprowadzać wygodne dla siebie zmiany naszym kosztem?

Bardzo mnie dziwi, że mimo tylu nauczek Zachód od 15 lat prowadzi tę szaleńczą, samolubną politykę. I na razie nic nie wskazuje, by miałby ją zmienić. A to wróży tylko kolejne problemy - z Rosją, Chinami, Indiami, Brazylią - i grozi podziałami w samym świecie zachodnim. Przecież amerykańska awantura w Iraku czy wciąganie Ukrainy do NATO już doprowadziły Sojusz na skraj rozłamu.

Z drugiej strony widać jednak wyraźnie, że zmienił się ton rozmów - spotkanie w Soczi było naprawdę serdeczne. Obie strony najwyraźniej zrozumiały, że głupio licytować się w złośliwościach i lepiej po prostu usiąść razem, i pogadać jak ludzie. Nawet jeśli rozmowy nie przyniosą natychmiastowych efektów.