Rozdźwięk między tym środowiskiem a wielkimi partiami nie dotyczy - pomijając osobiste antagonizmy - tematów ideologicznych. Buntownicy są przeświadczeni, że polska polityka stała się pusta, że odwołuje się do symboli i fobii, nie do realnych wyzwań stojących przed państwem. Dawnym PiS-owcom ich ugrupowanie jawi się jako formacja głównie radykalnej retoryki. Dysydenckim platformersom rządząca PO wydaje się partią nie liberalnej modernizacji, a bezruchu. Czeka ich jeszcze, bagatelka, przekonanie o tym wyborców.
Na spotkaniu zorganizowanym przez Dutkiewicza, Ujazdowskiego i Rokitę zobaczyłem grono sympatycznych ludzi, potencjalnych wysokich urzędników, ekspertów, którzy nie znaleźli miejsca w partyjnej polityce. Nie zobaczyłem tak zwanego poweru, umiejętności lub choćby gotowości oczarowania Polaków. I Tusk, i Kaczyński dotykają społecznych emocji, nawet jeśli sprowadzonych do rytualnej wojny na miny. Konserwatyści zaczęli od ankiety konstytucyjnej. Istotnej i pozbawionej politycznego sex appealu. To za mało nawet na podjęcie rozłożonej na lata pracy pozytywistycznej.
Z pierwszych sondaży wynika, że konserwatyści zagroziliby raczej Platformie niż PiS. Zrozumie to każdy, kto widział tamtą salę - to oferta bardziej dla ludzi aspirujących do roli klasy średniej niż dla ludu. Jednak w obozie Tuska nie ma paniki. Oddaje to rozmowa z ważnym współpracownikiem premiera: "My i PiS jesteśmy w stanie wykupić podczas kampanii wszystkie billboardy w kraju. Co może nam przeciwstawić Dutkiewicz?"
Więc morderczo racjonalna wydaje się postawa Kazimierza Marcinkiewicza, który zamiast wyruszać na niepewny rejs z reformatorami, wybrał ciepełko na obrzeżach PO. To pokazuje dodatkową trudność twórców trzeciej siły. Jeśli zechcą atakować PO z prawej flanki, zderzą się z takimi ludźmi, jak Marcinkiewicz (ma ponoć otwierać listę PO do parlamentu europejskiego) czy Jarosław Gowin. Gdy podejmą walkę o główny nurt wyborców Platformy, muszą znaleźć patent na przekonanie uradowanych porażką Kaczyńskich "wykształciuchów", że "zrobiliby to lepiej". Bronią miałby być "lepszy Tusk", czyli Rafał Dutkiewicz - najlepiej w roli kandydata na prezydenta. Ale na razie w dziedzinie PR jest gorszym Tuskiem, a temat menedżerskich umiejętności w zarządzaniu Wrocławiem może być za hermetyczny dla publiczności.
Poza brakiem pieniędzy i struktur kłopotem tego środowiska jest pułapka czasu. Może i dobrze, że unikają obecności w partyjnych sondażach. Ale jako inicjatywa przez całe lata potencjalna mogą się łatwo opatrzeć. Politycy w roli niezainteresowanych władzą ekspertów zaczną drażnić. PiS i PO wkroczyły na scenę w ostatniej chwili, uzyskując dobre wyniki z zaskoczenia. Tu takiego efektu nie będzie. A najbardziej zabójcza dla polityków jest nuda.
Można zrozumieć, że Dutkiewicz boi się falstartu. Zwłaszcza że wybory do europarlamentu w 2009 r. mogą się okazać - ze względu na tematykę - triumfalnym benefisem PO. Ale musi precyzyjnie ocenić, kiedy wkroczyć. I przyzwyczaić Polaków do myśli, że jego horyzonty przekraczają lokalne opłotki. Czekanie "aż Platforma się wyłoży" jest zrozumiałe, ale kampanie trwają coraz dłużej. W 2005 r. zaczęła się prawie rok przed wyborami. A potem cały okres rządów PiS był jedną wielką kampanią.