Polityk ów, przypomnijmy, cierpiał na biegunkę pomysłów, ale nawet jeśli co piąty - zgoda, to optymistyczne założenie - był dobry, to było z czego wybierać. Tymczasem jego następczyni Katarzyna Hall dorobek ma skromny, ale za to ostatnio w ramach odchudzania programów szkolnych zaproponowała okrojenie listy lektur. Wylecieć ma Orwell i Jan Paweł II, Sienkiewicz i Czechow, Polak mały i stary człowiek, a nawet morze. No i przede wszystkim Gombrowicz! Tak, tak, ten sam, którego próbował wyciąć Giertych, aleśmy mu wspólnym wysiłkiem narodu całego nie pozwolili.

Reklama

I co? Gdzie teraz te spontaniczne demonstracje młodzieży z rozkładem drukowanym codziennie w "Wyborczej"? Gdzie koncerty nauczycieli punkowców w obronie starego dobrego Gombra? Czemu księgarze nie robią wystaw "ksiąg zakazanych", a pisarze milczą? Czyżby w ubiegłoroczej walce z Giertychem Gombrowicza potraktowano przedmiotowo? Czyżby autorytety miały w nosie, czy gówniarzeria przeczyta "Trans-Atlantyk", czy nie - ale nie podobały jej się poglądy ministra?

W tej awanturze widać jak na dłoni miałkość polskiego życia publicznego, w którym intelektualiści dają się zaprzęgać do partyjnych rydwanów i toczą w zastępstwie parlamentarzystów czysto polityczne wojny. Nawet w tak istotnym sporze jak ten o listę lektur - sporze, który mógłby i powinien być prowadzony zupełnie inaczej. Zamiast walić jak w kaczy kuper w jednego ministra i wspierać drugiego, może należałoby się zastanowić, czy nie pora skończyć z hipokryzją, czyli wpisaniem do lektur wszystkiego, wiedząc, że nie ma ucznia, który by to przeczytał? Może rzeczywiście kanon lektur powinien ograniczać się do minimum: "Pan Tadeusz", Sienkiewicz, Gombrowicz, Dostojewski i koniec. Reszta - do wyboru. A może wręcz przeciwnie: gimnazjum i liceum, to ostatnie miejsca, w których można młodemu człowiekowi przekazać wspólny kod kulturowy, bo później nie zrozumie nawet prehistorycznej reklamy "Ociec prać?".

Takie dyskusje powinno inicjować ministerstwo prowadzone przez polityka (tak, polityka, a nie "fachowca" z rynku!), który ma swój pogląd i potrafi go bronić. Tymczasem dzisiejszy MEN jest miejscem radosnej twórczości i pomysłów w stylu "Głupi i głupszy". I w rezultacie zaaplikowanych przez panią minister skrótów lektur z "Romea i Julii" zostanie nam tylko Romeo, który jako pierwszy bohater gejowski w literaturze wystąpi w "Teraz my", a z "Folwarku zwierzęcego" dzięki PSL ocaleje sam folwark. Ale z "Kubusia Puchatka" ostanie nam się tylko osioł.

Reklama