Żal, że oksfordzki historyk nie podjął się tego ważnego zadania. Biografia Wałęsy pióra kogoś takiego jak Davies dałaby kilka korzyści. Ważnych dla poziomu debaty, która zawsze wtedy, gdy zaczyna dotykać osób ciągle aktywnych w życiu publicznym, zamienia się w prymitywną młóckę. Jest bardzo niewiele osób, które polską rozmowę o historii najnowszej są w stanie choć trochę przesunąć w stronę ideału: debatowania o niej sine ira et studio, bez gniewu lub stronniczości - czyli tak jak na całym świecie zaleca się historykom pisanie o przeszłości. Davies jest autorem, który może przybliżyć nas do tego ideału.

Reklama

Do tej pory jego pisarstwo na temat dziejów Polski nie było kwestionowane. Przeciwnie, większość recenzji była entuzjastyczna. Nie jest to przeważający argument, bo polski entuzjazm wobec Daviesa wynika głównie nie z uznania jego kompetencji, lecz z tego, że słynny cudzoziemiec skutecznie promuje wiedzę o Polsce na świecie. Ale trudno mu zarzucić uwikłanie w nadwiślańskie środowiskowe interesy. Gdyby napisał biografię pierwszego prezydenta III RP, uniknęlibyśmy tych zarzutów, które pojawiły się w trakcie debaty o książce Cenckiewicza i Gontarczyka - o ich polityczne afiliacje czy ideologiczne zacietrzewienie. Brytyjskiemu badaczowi nie dałoby się tak łatwo przypisać intencji innych niż naukowe.

Gdyby Davies napisał biografię Wałęsy, mielibyśmy jeszcze jedną korzyść: przełamanie strachu polskich autorów przed pisaniem biografii żyjących polityków. Ten strach jest poniekąd zrozumiały - wiele ryzykuje śmiałek porywający się na uczciwe opisanie życiorysu ciągle wpływowej postaci. Wynika to z bardzo instrumentalnego traktowania historii najnowszej, podporządkowania jej bieżącej polityce. "Właściwa” interpretacja dziejów musi być legendą i mitem jednoczącym własne środowisko i ślepo wpatrzonych maluczkich, a dla przeciwników ma być hańbą i upokorzeniem. Nie jesteśmy wyjątkiem, historia jest cepem do okładania wrogów także w innych krajach. Ale tam jednocześnie ukazują się prace wolne od takiego zacietrzewienia.

Gdy w USA stosunkowo mało znany senator z Illinois postanowił zostać prezydentem, od razu kilkunastu dziennikarzy i naukowców wzięło się do pisania jego biografii. Według zapowiedzi biografia Baracka Obamy, już niedługo ukaże się też w Polsce (niemieckiego autora). W tym samym czasie, jeśliby ktoś chciał kupić biografię któregoś z trzech prezydentów III RP lub któregoś z premierów (łącznie z postacią tak symboliczną jak Tadeusz Mazowiecki), to nie znalazłby niczego nawet w najlepszych polskich księgarniach. Ktoś powie, że ostatnio ukazała się mała biografia Tuska, a wcześniej wywiady rzeki z różnymi postaciami. To jednak nie to samo - żadna z tych książek nie spełnia kryteriów akademickiego opracowania. Co najwyżej mogą być jednym ze źródeł dla kogoś, kto dopiero napisze biografię Wałęsy, Kwaśniewskiego, Kaczyńskiego bądź kogoś równie ważnego.

Biografie znanych postaci są najpopularniejszym gatunkiem książki historycznej. Także w Polsce - tyle że u nas można kupić żywoty Ribbentropa, Vlada Draculi czy Juliana Apostaty. Armia setek polskich profesorów, tysięcy doktorów i dziesiątek tysięcy doktorantów i magistrów historii oraz nauk politycznych starannie unika pisania współczesnych biografii. Powtórzę: niedziwne. Przypadek Cenckiewicza i Gontarczyka, niezależnie od oceny ich pracy, wskazuje, że trzeba być przygotowanym na najostrzejsze zarzuty. Nawet najłagodniejszy w swych sądach autor, o ile nie pisze hagiografii, może boleśnie odczuć niezadowolenie bohatera swojej pracy. Charakterystyczny zdaje się los książki o innej ważnej postaci, czyli o Adamie Michniku. Jedyna taka publikacja ukazała się rok temu we Francji. Jej autorem jest Cyril Bouyeure, dyplomata pracujący kiedyś w Warszawie. Autor życzliwe opisuje Michnika, choć momentami też go krytykuje. Były już szumne zapowiedzi wydania polskiego tłumaczenia. Pierwszy raz miała to być jesień zeszłego roku, potem podano kilka wiosennych terminów. Ostatnio słychać o tegorocznej jesieni. Według nieoficjalnych informacji opóźnienie nie wynika z kłopotów technicznych, bo prawa do książki ma duże renomowane wydawnictwo.

Tylko ktoś taki jak Davies miałby szansę przełamać tę złą passę. I nawet gdyby jego książka musiała konkurować z kilkoma innymi, już wydanymi biografiami Wałęsy, to i tak byłaby ważną pracą. I z pewnością rynkowym bestsellerem.