PIOTR GURSZTYN:Jest pan kolejną z kilkunastu osób, które odmówiły przyjęcia odznaczenia z rąk prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
JACEK RAKOWIECKI*:To była tylko moja indywidualna decyzja. I nie zastanawiałem się nad decyzjami innych ludzi. Gdy działałem w opozycji w latach 70. również nie kierowałem się owczym pędem. Dokonywałem wyborów, których wtedy większość raczej nie dokonywała. Starałem się kierować zasadą: „jak nie wiesz, jak się zachować, to zachowuj się przyzwoicie”.
To znaczy, że inne osoby z SKS, które przyjęły odznaczenie, nie zachowały się przyzwoicie?
Nie. Takie decyzje podejmuje się indywidualnie, nie grupowo. A ponieważ jest to właśnie decyzja indywidualna, nie uważam, że jest to jedyny scenariusz, który określa, czy człowiek zachowuje się przyzwoicie, czy nie. Mam swoje osobiste doświadczenia i przemyślenia. Dodatkowo, co bardzo ważne, jestem praktykującym komentatorem politycznym. Wypowiadam różne opinie m.in. na temat prezydenta. A jeśli chodzi o moich kolegów i koleżanki, którzy byli w Belwederze, to w moim przekonaniu postąpili słusznie, bo na pewno te medale im się należały.
Pański argument o byciu komentatorem można odwrócić: bojkot prezydenta w takim przypadku jest niestosownością.
Nie bojkotuję prezydenta. Po prostu uważam, że jeśli mam być wierny swoim przekonaniom, to nie mogę wziąć tego orderu z rąk Lecha Kaczyńskiego.
A od innego prezydenta - Kwaśniewskiego czy Wałęsy - przyjąłby pan?
Nie wiem. Nie byłem w takiej sytuacji.
Pytam o to, ponieważ właśnie takie pytanie jako pierwsze zadawane jest ludziom, którzy nie przyjmują orderu z rąk prezydenta Kaczyńskiego.
Ale to śmieszne pytanie. Dla mnie podstawowymi problemami nie są zaszłości i historia, ale to jak dana osoba sprawuje urząd prezydenta. Na tym polega mój zarzut i żal wobec Lecha Kaczyńskiego. W moim przekonaniu prezydent to ktoś, kto umie działać koncyliacyjnie. A Kaczyński działa tak, że dzieli ludzi, wychodząc często z nieprawdziwych i fałszywych założeń.
Pan odmówił, bo Kaczyński przyznał, że według niego TW „Bolek” to Lech Wałęsa. Czy to jedyna przyczyna pańskiej decyzji?
O tym, że mam być odznaczony, dowiedziałem się w maju zeszłego roku. Zastanawiałem się, czy w ogóle dziennikarz powinien być odznaczony...
Ewa Milewicz została odznaczona.
A pan ciągle, że w Ameryce biją Murzynów.
To czynna dziennikarka, krytyczna wobec Kaczyńskiego.
Przekonano mnie, że skoro powodem przynania mi odznaczenia jest moja działalność opozycyjna, to znaczy, że nie jako dziennikarz odbiorę order, ale jako były działacz SKS. Ale nawet mimo to, że krytykowałem działalność Lecha Kaczyńskiego, niewątpliwie dopiero sprawa Wałęsy stworzyła dla mnie problem. Bo w moim przekonaniu została tu przekroczona pewna granica.
Poprzedni prezydent unikał wręczania orderów osobom, o których wiedział, że mogą odmówić. Bał się afrontu. Obecny nie boi się, próbuje przekroczyć dzisiejsze podziały...
Mówi pan o odznaczeniu dla Michnika?
Mówię o Milewicz, Sewerynie Blumsztajnie, który nosił przez jakiś czas order, zanim go odesłał. W przypadku Michnika też poszło o rangę odznaczenia, a nie fakt przyznania.
Dowodem na to, że Kaczyński nie próbuje przełamać podziałów, było chociażby jego poniedziałkowe przemówienie podczas wręczenia odznaczeń. W moim odczuciu obraził wtedy część odznaczonych osób. Gdybym tam przyszedł, to po słowach prezydenta, musiałbym wyjść.
Wrócę jednak do tego, że Kwaśniewski odznaczał tylko tych, o których wiedział, że nie zrobią mu żadnej przykrości.
Gdy działałem w opozycji w latach 70., to ktoś mógłby mi na tej samej zasadzie powiedzieć: co się pan czepia tego Gierka, za Stalina było gorzej. No i co z tego?
Jacek Rakowiecki*: były działacz Studenckiego Komitetu Solidarności, dziennikarz, redaktor naczelny miesięcznika „Film”