W komentarzu "Miała być reforma uczelni. Jest chaos" opublikowanym w czwartek w DZIENNIKU Marcin Król skrytykował założenia reformy polskiej nauki. Niewiara w możliwość dobrych zmian jest jego prawem, jednak kategoryczne stwierdzenie, że "państwo nie ma zamiaru słuchać głosów pracowników uczelni" to opinia z gruntu nieprawdziwa. Pomija ona fakt trwających od stycznia konsultacji z całym środowiskiem akademickim oraz to, że projekt - który przecież powstał przy udziale wybitnych przedstawicieli środowiska naukowego - został rozesłany do wszystkich szkół wyższych oraz instytutów naukowych z prośbą o nadsyłanie uwag i opinii.
Moje sobotnie spotkanie na UMCS w Lublinie rozpoczynające cykl takich spotkań jest kolejnym etapem konsultacji projektu reform. Warto też zauważyć, że dotychczasowe konsultacje dowodzą, iż projekt reform nie tylko cieszy się poparciem liczącej się części środowiska naukowego, ale też niektóre oczekiwania są dalej idące niż dotychczas przedstawiane przez zespół zajmujący się reformą.
W zasadzie wszyscy uczestnicy spotkań konsultacyjnych zgodni są co do tego, że należy dążyć do unowocześnienia polskich uczelni i polskiej nauki, tak by lepiej służyły aspiracjom Polaków. Akcentowana jest także potrzeba otwarcia nauki na świat i nowe idee oraz zaprogramowanie szybszej kariery naukowej, która pomoże młodym naukowcom na lepsze konkurowanie z ich odpowiednikami za granicą.
Do takich opinii należy zaliczyć również poniedziałkowy tekst w DZIENNIKU pióra profesora Samsonowicza, który zamiast propagandowego bicia na alarm wskazuje na punkty reformy wymagające dalszego doprecyzowania. Szerokie konsultacje podjęte przez resort nauki i szkolnictwa wyższego służyć mają temu, by projekt założeń zyskał w ich efekcie na wartości i przy przygotowywaniu konkretnych zmian legislacyjnych można było wyeliminować lub przynajmniej znacznie ograniczyć ryzyko występowania słabości, o których pisze prof. Samsonowicz.
Ponieważ sprawa "zniesienia habilitacji" została poruszona zarówno w opinii prof. Samsonowicza, jak też prof. Króla, najpierw pozwolę sobie ustosunkować się do tego tematu. Zespół do Spraw Opracowania Założeń Reform proponując kompleksową reformę całego systemu nie przewidywał zniesienia habilitacji lecz zastąpienie procedury habilitacyjnej prostszą procedurą nabywania uprawnień promotorskich.
Punktem wyjścia przyjętych zapisów była akceptowana przez wszystkich konieczność dostosowania systemu stopni i tytułów naukowych do systemu sprawdzonego przez najlepszych oraz zaproponowanie takiego, który istnieje w państwach o najwyższym poziomie nauki, jak USA i Wielka Brytania, ale też w większości państw europejskich.
Tutaj należy podkreślić, że dzisiaj obcokrajowiec lub obywatel polski z doktoratem zagranicznej uczelni może co prawda zatrudnić się w polskiej szkole wyższej, ale nie ma uprawnień do opieki nad rozwojem naukowym młodej kadry. Nie może też być brany pod uwagę przy ustalaniu uprawnień zatrudniającej go jednostki. Paradoksalnie jest więc tak, że osiągnięcia naukowe wybitnego, światowej sławy uczonego, ale bez habilitacji, wymagają jeszcze w Polsce takiej weryfikacji, która może być dla wielu osób upokarzająca. Dlatego zaproponowano zastąpienie długotrwałego przewodu habilitacyjnego odpowiednią oceną dorobku.
Proponowana uproszczona procedura polegająca na tym, że doktor nauk będzie sam występować o ocenę swego dorobku naukowego do zewnętrznej komisji oceniającej - ale poza organami kolegialnymi uczelni, w której jest zatrudniony - ma na celu wyeliminowanie wszelkich potencjalnie stronniczych zachowań. Uzgodniono, aby ocena ta dokonywana była przez zewnętrzny niezależny podmiot, jednak według nowych, bardziej przejrzystych zasad i kryteriów.
Uproszczenie i skrócenie drogi uzyskania tych uprawnień, przy jednocześnie wysoko postawionej poprzeczce oceny naukowej, doprowadzić ma do szybszego, ale przy tym maksymalnie bezstronnego i merytorycznie zobiektywizowanego awansu młodych naukowców.
Konieczność wypracowania takich kryteriów oceny, które pozwolą lepiej, bardziej dokładnie zweryfikować jakość i oryginalny wkład w rozwój nauki przedstawionego do ewaluacji dorobku nie budziła wątpliwości członków zespołu. Stąd też bez zastrzeżeń zaakceptowano propozycję odpowiedniego zróżnicowania kryteriów oceny, tak by były najbardziej właściwe dla danej dziedziny nauki oraz włączenia do procesu oceniania (tam, gdzie jest to możliwe) zagranicznych recenzentów.
Mam nadzieję, że w świetle powyższych uwag stanie się zrozumiałe, że nazwa uprawnienia promotorskiego nie ma tu najistotniejszego znaczenia.
Podnoszona przez Króla kwestia finansowania uczelni niepublicznych wymaga, jak się okazuje, wyjaśnienia po raz kolejny. Aby uczelnie konkurowały nie tylko o liczbę studentów, ale przede wszystkim o jakość badań i dydaktyki szkoły wyższe obu sektorów muszą być traktowane równo. Dlatego w polityce ministra nie ma miejsca na faworyzowanie któregokolwiek z sektorów. Propozycje MNiSW stosowania najwyższych z możliwych kryteriów jakości edukacji jako podstawy ewentualnego finansowania przewodów doktorskich i studiów doktoranckich na uczelniach niepublicznych są urzeczywistnieniem tej zasady. Sugestia Króla, że za proponowanymi zmianami kryje się czyjś "interes", jest więc całkowicie bezpodstawna. Moim zdaniem takie postawienie sprawy dyskusję tylko spłyca i prowadzi ją na manowce.
Pisze Marcin Król, że "zwiększenie nakładów na naukę średnio o 0,15 proc. PKB rocznie jest po prostu propozycją śmieszną". Dodaje przy tym: "i tak nie wierzę nawet w 0,15 proc.". No cóż, w tym przypadku zamiast się śmiać należy bardzo precyzyjnie liczyć. Przy obecnym poziomie PKB - 0,15% oznacza blisko 2 mld zł rocznie. Przy zakładanym wzroście Produktu Krajowego Brutto te nakłady z każdym rokiem będą odpowiednio wyższe. Wzmocnienie tego sumą ponad 4 mld euro z funduszy europejskich, które mają być rozdysponowane również do 2013 r., wydaje się stwarzać niepowtarzalną szansę do przeprowadzenia reform właśnie teraz.