Można się zastanawiać, czy politycy antyeuropejscy nie mają u nas wzięcia, bo Polacy uwierzyli mocno, ba, czasem bezrefleksyjnie, w Unię. Czy uwierzyli, bo racje przeciwne prezentowali im ludzie mało pociągający. Przecież także dawni współpracownicy Giertycha to z nielicznymi wyjątkami toporni specjaliści od straszenia publiczności. Teraz kilku z nich chce mieć własne ugrupowanie. Dlaczego miałoby im sie udać? Bo w wyborach europejskich głosuje mniej ludzi?
Kiepska pogoda dla antyeuropejczyków to również problem ojca Rydzyka. Poza nim takiej partii zbudować sie nie da. A ojciec dyrektor mówi czasem rzeczy dziwaczne, ale jest zręcznym politykiem, podobnie jak biznesmenem. Niewykluczone, że nawet wertuje sondaże. Jego radio zawsze pełne było wodzów narodowo-katolickich kanap. Ale gdy przychodziło do aktów wyborczego poparcia, ojciec dyrektor wiązał się z silnym. W roku 2000 postawił na Mariana Krzaklewskiego, choć miał do AWS wiele zastrzeżeń. Od kilku lat stawia na PiS. Politycy tej partii nadal pojawiają się w radiowym studio w Toruniu.
Ojciec Rydzyk wie, że jeśli on sam jest sprawny, to potencjalni liderzy prawicowej drobnicy bywają na ogół sprawni inaczej. Wie też, jak trudno założyć jest nową partię. Wiec jeśli „formacja Radia Maryja” staje czasem na porządku dziennym, to tylko jako narzędzie nacisku na Jarosława Kaczyńskiego. Jej dziejową rolą jest nie powstać, lecz ciągle majaczyć na horyzoncie.
Ponoć gdy ważyły się losy traktatu lizbońskiego, ojciec dyrektor straszył Kaczyńskiego taką inicjatywą. Prezes PiS trochę uległ, ale w ostateczności głosował za traktatem. Dziś wzajemne stosunki nie są serdeczne, ale obaj są sobie potrzebni. Jeśli więc poseł Pęk ma jakąś rolę do odegrania, to tylko taką, że będzie spychał główną partię opozycyjną w bardziej eurosceptycznym kierunku, niż chcieliby sami Kaczyńscy. Kto by pomyślał, że to ojciec Rydzyk będzie pilnował naszego życia publicznego przed powrotem czystych antyeuropejczyków na scenę.