Widzieli to wszyscy poza panem premierem, który jak mantrę powtarzał, że Polsce kryzys nie grozi. Twierdził wręcz, że zwoływanie Rady Gabinetowej tylko przyczyni się do paniki na rynkach.

Reklama

Najwyraźniej coś się wydarzyło, że premier zmienił zdanie. Niechętny spotkaniu z prezesem PiS jednak się przełamał i w poniedziałek panowie usiedli do rozmowy w cztery oczy. Skandalu nie było. Pewnie sami byli zaskoczeni, że można jeszcze rozmawiać o poważnych sprawach poważnym tonem. A przecież w Polsce sytuacja jest i tak dużo lepsza niż w większości krajów Europy. Pewnie jeszcze spokojniej byłoby, gdybyśmy w porę znaleźli się w strefie euro, niestety rząd PiS nie skorzystał z tej okazji, gdy wskaźniki gospodarcze były lepsze, a o kryzysie jeszcze nikt nie słyszał.

Wczoraj jednak mogliśmy zauważyć, że prezydent Kaczyński jakby oderwał się od swojego brata i od wymogów partyjnej polityki. Rada Gabinetowa nie skończyła się karczemną awanturą. Lech Kaczyński ukazał się jako umiarkowany euroentuzjasta, potwierdził, że Polska widzi przed sobą perspektywę wejścia do strefy wspólnej waluty, i dodał, że pozostawanie poza nią - w jednym koszyku z węgierskim forintem - nie wyszło złotówce na dobre. Nareszcie też z najwyższych szczebli padły słowa uspokajające rynek. Jak widać, Rada Gabinetowa niekoniecznie musi powodować panikę. Może też zmięknie np. stanowisko premiera, który wciąż się upiera, że budżet nie wymaga zmian. Chyba najwyższa pora przyjąć do wiadomości, że gospodarka jednak zwolni, a inflacja też zapewne nie będzie chciała słuchać zaklęć ministra Rostowskiego. Wskaźniki na przyszły rok trzeba przemyśleć na nowo i nie ma się co obrażać na rzeczywistość.

Czy będzie więc jak w bajce i premier z prezydentem będą nami rządzili długo i szczęśliwie? Pewnie nie. Kampania prezydencka wkrótce znów o sobie przypomni. Drobne złośliwości wciąż pewnie będą się zdarzać - jak to, że prezydent Kaczyński nie mógł uprzedzić premiera, że Rada Gabinetowa spotka się w niekonstytucyjnym składzie, poszerzona jeszcze o prezesa NBP i szerokie grono prezydenckich ministrów. Albo to, że rząd z tej przyczyny kilkanaście minut zwlekał z rozpoczęciem posiedzenia. Za tydzień przekonamy się, kto ma silniejsze nerwy i czy na roboczym lunchu w Brukseli Polska znów będzie gościem specjalnej troski. Ale dobrze wiedzieć, że w sprawach najważniejszych obie strony potrafiły wznieść się na nieco wyższy poziom dyskusji. I tylko miejmy nadzieję, że za klika dni nie wypłyną nagrania z posiedzenia Rady Gabinetowej.