Piotr Pacewicz ogłosił w "Gazecie Wyborczej", że laureat tegorocznej nagrody Dziennikarz Roku Bogdan Rymanowski to "niedziennikarz roku". Dowiedzieliśmy się, że jest on "arbitrem elegancji podczas kłótni w maglu". Spróbujmy wejść w skórę Rymanowskiego. Dostaje nagrodę życia. I jeszcze tego wieczoru czyta, że z woli wicenaczelnego "Wyborczej" nie ma prawa nazywać siebie dziennikarzem. Przyjemne?
W sobotniej "Gazecie Wyborczej" Marcin Wojciechowski odwraca tę sytuację. Cytując głosy tych dziennikarzy, którzy stanęli w obronie Rymanowskiego, przedstawia jako ofiarę... Pacewicza. On chciał tylko podyskutować o standardach zawodu. "Gratulując Rymanowskiemu tytułu Dziennikarza Roku, proszę kolegów z innych redakcji, aby nie bali się dyskusji o profesji dziennikarza" - podsumowuje Wojciechowski.
Wyobraźmy sobie scenkę. Na ulicy ktoś komuś daje w nos. A potem podchodzi kolega napastnika, podnosi poturbowanego z ziemi i mówi: stary, nie obrażaj się. My chcemy tylko dyskutować z tobą o standardach.
Wojciechowski przytacza fragmenty dawnego wywiadu Adama Pieczyńskiego, szefa TVN 24, w której pracuje Rymanowski. Przyznając, że telewizja to medium płaskie i schematyczne, Pieczyński ponoć "leciał Pacewiczem". To wystarczy, aby "Wyborcza" poczuła się triumfatorem tej debaty.
Tyle że ja wcale takiej debaty na łamach gazety Pacewicza nie dostrzegałem. Ani w kolejnych latach, gdy dziennikarze telewizyjni robiący podobne programy jak Rymanowski dostawali prestiżowe nagrody. Ani przy innych okazjach.
To DZIENNIK próbował podejmować ten temat. To ja pisałem, że publicystyka telewizyjna zbyt często zmienia się we wrzask. Tyle że przytaczałem przykłady innych prowadzących, skądinąd świetnych dziennikarzy, którzy ulegli presji oglądalności. To Michał Karnowski pytał Tomasza Sekielskiego, czy w telewizji o pewnych sprawach nie można by rozmawiać ciszej i bardziej merytorycznie. To wreszcie ja przeprowadziłem wywiad z Michałem Kamińskim, ministrem w Kancelarii Prezydenta, który zarzucił mediom, nie tylko elektronicznym, skłonność do politycznego owczego pędu.
Dla "Wyborczej" problemu stronniczości nie ma, a tematem "wrzasku zamiast publicystyki" też się ona specjalnie nie zajmowała. Aż do momentu, gdy uhonorowano Rymanowskiego. To daje asumpt do rozważań, czy chodziło o uderzenie w człowieka, który ma w swojej biografii Telewizję Puls, więc nie jest "swój". A może o uderzenie w TVN - wszak równocześnie z Rymanowskim nagrodę dostały autorki świetnego filmu "Trzech kumpli" stawiającego problem Lesława Maleszki.
Problem coraz bardziej płaskiej, bo komercyjnej, publicystyki telewizyjnej istnieje. Ale istnieje także problem spłaszczania dziennikarstwa prasowego. Dlaczego "Wyborcza" tekst o molestowaniu klientki przez instruktora jazdy opatruje cytatami z jego obleśnych zalotów? Zrobiłaby to 10 lat temu? Myślę, że nie. A to jeden z wielu przykładów.
Z pewnością telewizja jest na takie pokusy wystawiona bardziej. I także Rymanowski robi programy trochę inne niż 10 lat temu. Co nie zmienia faktu, że pozostał mistrzem telewizyjnego wywiadu. Że umiał z równą twardością odpierać niegrzeczne zachowania Ludwika Dorna podczas rządów PiS, co zadawać trudne pytania miotającemu obelgi Lechowi Wałęsie. Na to pierwsze jego koledzy po fachu zdobyliby się także, choć nie tak profesjonalnie jak cierpliwy, zachowujący zimną krew Rymanowski. Za to wokół Wałęsy znani dziennikarze tańczą na dwóch łapkach. A Rymanowski z równą konsekwencją rozlicza z wyborczych obietnic Kaczyńskich, co Donalda Tuska. Pewnie nie zawsze czuje się komfortowo wśród przekrzykujących się harcowników. Ale z tego powodu ma słyszeć, że to, co robi, nie jest dziennikarstwem?
"Wyborcza" cofnęła się o krok, bo to, co napisał Pacewicz, można było odebrać jako atak na wszystkich ludzi telewizji. Na to gazeta sobie nie pozwoli. Wielkiej debaty o standardach spodziewać się nie należy, za to powietrze zostało zepsute małym personalnym atakiem. Na forach internetowych wielbiciele gazety Michnika atakują teraz Rymanowskiego ręka w rękę z prawicowymi wrogami TVN nazywającymi tę stację WSI 24. I jedni, i drudzy popełniają w swej histerii jeden błąd - swoich ogólnych mniemań nie potrafią oddzielić od wskakiwania na głowę człowiekowi, który akurat jak mało kto jest bezstronnym, przezroczystym DZIENNIKARZEM.