W sprawie problemów osobistych państwa Marcinkiewiczów wypowiedział się już niemal każdy dziennikarz w Polsce. Niemal każdy żałuje rodziny, a zwłaszcza żony byłego premiera. I niemal każdy w skrytości ducha triumfuje.

Reklama

Proszę wybaczyć, ale wyczuwam tu obłudę. Mam bowiem wrażenie, że media załatwiają przy okazji swoje osobiste porachunki, bowiem ciągle nie mogą Marcinkiewiczowi darować, że tak skutecznie wodził je za nos podczas swojego szefowania rządowi. Ówczesny premier porozumiewał się wszak z narodem ponad głowami reporterów i publicystów. Jeździł w teren, traktował oko kamery i stronę tabloidu jak tubę, przez którą przemawiał wprost do ludu. Do ludu, który go pokochał.

I tego właśnie nie mogli mu darować dzienikarze, którzy mieli już rozrysowaną mapę sympatii. I na niej Kazimierz Marcinkiewicz, obsadzony w roli gorzowskiego chłopka-roztropka, się nie mieścił. Nie imała się go żadna krytyka, więc rychło użyli broni najgroźniejszej – drwiny. "Cały naród szuka pracy dla premiera", "Z premiera na bankiera", "Z bankiera - bezrobotny", "Kto tak duka po angielsku?" – to tytuły tylko kilku seriali, w których główną rolę odgrywał zawsze ten sam aktor. Zupełnie jak w Czechosłowacji.

Wszystko to zdałoby się na nic, gdyby z odsieczą mediom nie pospieszył sam Marcinkiewicz. Z niewyjaśnionych przyczyn użył całego swego talentu, by się ośmieszyć. Teraz w dodatku postanowił zrobić sobie z życia marną telenowelę. Mniej jednak niż jej kolejne odcinki interesuje mnie to, co po niej. Jak to wpłynie na standardy mediów?

Czy życie prywatne polityków stanie się własnością publiczną? Dotychczas kanony dziennikarskiej przyzwoitości były różne. Można było zmarłemu Herbertowi imputować chorobę psychiczną, choć nie wypadało pisać o emocjonalnych zaburzeniach i terapiach byłego wicepremiera. Można było informować o leczonym od lat alkoholizmie kandydata Samoobrony do Trybunału Konstytucyjnego, ale nie roztrząsano alkoholowych problemów polityków znacznie ważniejszych. Można było brać na tapetę życie seksualne Jarosława Kaczyńskiego, nie uchodziło zainteresowanie innymi dżentelmenami, skądinąd bardzo w tej dziedzinie tajemniczymi.

Wiem, że Marcinkiewicz podsyłając zdjęcia swej wybranki sam się prosił o zainteresowanie mediów, ale czy aby na pewno on pierwszy? W końcu to nie on robił sobie rodzinną sesję fotograficzną w "Gali", nieprawdaż? A czy urządzanie plażowej "ustawki" w Egipcie tudzież innej Bułgarii, albo posyłanie progenitury do "Tańca z gwiazdami" mieści się jeszcze w kategorii życie prywatne czy raczej życie półprywatne? I czy można o nim pisać tylko połowicznie?