Generał Władysław Sikorski, premier rządu polskiego na wychodźstwie, nie został zastrzelony, otruty czy zatłuczony ciężkim przedmiotem. Zginął w katastrofie samolotu. Mam wrażenie, że z większością osób zainteresowanych tą sprawą oczekiwałem podobnego werdyktu. Nie dowierzałem ani fantazjom specjalisty od telewizyjnych sensacji Dariusza Baliszewskiego, który widział w Sikorskim ofiarę zbuntowanych polskich oficerów, na czele z Władysławem Andersem. Ani niemieckiemu pisarzowi Rolfowi Hochhuthowi, według którego to Anglicy mieli zatłuc toporami polskiego generała i towarzyszące mu osoby.

Reklama

Prawda jest podobniejsza do wersji oficjalnej. To wystarczy, aby chór głosów raz jeszcze zakwestionował sens IPN-owskich dochodzeń. Trochę niby w imię spokoju doczesnych szczątek generała. Ale bardziej potępienia rzekomo zbyt prokuratorskiego, opartego na zanadto spiskowych teoriach postępowania Instytutu.

Wystarczający argument za ekshumacją sformułował, zresztą w wywiadzie dla DZIENNIKA, prezes IPN Janusz Kurtyka. Generał został pochowany niedbale, w sposób urągający godności zwłok, która w tradycji katolickiej podlega ochronie nie mniejszej niż zasada nie niepokojenia zmarłych. Jeśli można było dołożyć do trumny generalski mundur i rękawiczki, należało to zrobić. To lekcja, zwłaszcza dla młodszych pokoleń, szacunku dla naszych bohaterów.

Ale bronię i samego dochodzenia. Bo żadna z teorii zamachu (Sowieci, Brytyjczycy, Niemcy czy nawet przeciwnicy Sikorskiego wśród samych Polaków) nie jest spójna. Ale też żadna nie jest do końca bezsensowna. Historia nie układa się według spiskowej logiki, ale to nie znaczy, że nie ma w niej spisków. Amerykanie nie powinni się uczyć historii zamordowania prezydenta Kennedy’ego ze spiskowego filmu "JFK" Olivera Stone’a. Ale fakt, że niepokoją ich luki i niespójności w orzeczeniu komisji Warrena, która próbowała wyjaśnić to zabójstwo na gorąco, to dowód na żywotność tego narodu. Gdy opinia publiczna rezygnuje z grzebania przy kwestiach niby zamkniętych z argumentacją: raz nam powiedzieli jak było i wystarczy, to nie świadczy o niej dobrze.

Najbardziej wariackie teorie roztrząsane przez historyczne i naukowe kanały zachodnich telewizji obrastają poważnymi badaniami, które poszerzają naszą wiedzę. A także podsycają zainteresowanie zwykłych ludzi przeszłością. My nie cierpimy na nadmiar takiego zainteresowania, raczej na jego deficyt. Pragnienie, by zajrzeć za kulisy i coś tam znaleźć jest twórcze, a nie bezsensowne, nawet jeśli ostatecznie, po wielu latach za kulisami znajdujemy banał, prozę życia, zwykły przypadek.

Wiemy już mniej więcej jak zginął generał Sikorski, ale nie wiemy jeszcze, dlaczego zginął. Bo nie znamy przyczyny lotniczej katastrofy. I warto szarpać się, aby zajrzeć do każdego skrawka informacji rozsianych gdzieś po niemieckich, brytyjskich czy rosyjskich archiwach. To pościg za fantomem, ale Polacy na pewno tylko na tym pościgu zyskają. Kawałek swojej żywej historii.