Przypadek wyrzucenia dyrektora radiowej "Trójki" Krzysztofa Skowrońskiego wart jest namysłu wykraczającego poza słuszne oburzenie i słowa solidarności wobec wybitnego dziennikarza. Studium tego skrajnego – trzeba przyznać – przypadku pozwala poszerzyć nasze widzenie stanu polskich instytucji publicznych. Instytucji tworzących przecież polskie państwo.

Reklama

>>> Piotr Zaremba: "Wyborcza" dopadła Skowrońskiego

U początku obecnego stulecia upowszechniony został w języku polityki termin: "failed state", czyli państwo upadłe. W miesięczniku "Foreign Policy" corocznie publikowana jest lista państw upadłych, sporządzana w oparciu o 15 kryteriów. Na jej czele znajdują się ostatnio Somalia ze swoimi gniazdami piratów i Sudan – w części kontrolowany przez Ludową Armię Wyzwolenia. Otóż rzecz w tym, że nie tylko całe państwa mogą być upadłe. Stan ten może dotyczyć także niektórych segmentów, z pozoru całkiem normalnych państw. Tak właśnie jest w Polsce. Państwowe radio i telewizja stały się właśnie polską wewnętrzną Somalią i Sudanem. A fakt, że stało się to możliwe, musi rodzić niepokój o całą polską sferę publiczną.

Skowroński został wyrzucony, mimo że nie zakwestionowano szerokiego przekonania, iż odniósł nieczęste w Polsce sukcesy jako dyrektor publicznej anteny radiowej. Dla licznych wielbicieli "Trójki" stał się swego rodzaju kultowym dyrektorem. Próbowano sformułować wobec niego jakieś zarzuty etyczne, ale tak nieporadnie, że wszyscy zorientowali się, iż chodzi o prowokację. Nie znaleziono pomysłu, aby podważyć jego kwalifikacje. Decyzja została podjęta z całkowitym, ba… manifestacyjnym brakiem respektu dla opinii publicznej zjednoczonej w tej sprawie jak rzadko w Polsce. Zwłaszcza gdy idzie o opinię dziennikarską: od Skalskiego do Semki. Rządcy państwowego radia sprawiali nawet wrażenie osób czerpiących satysfakcję z tego, że mogą okazać lekceważenie niemal wszystkim.

Sprawstwo samej decyzji, podobnie zresztą jak całej czystki radiowo-telewizyjnej, należy do nielicznej i nieformalnej koterii, o całkowicie nieprzejrzystych celach i powiązaniach. Ściśle mówiąc – jest to szajka, która – co ważne – zdobyła władzę nad radiem i telewizją w wyniku nieczytelnej i zagmatwanej intrygi inspirowanej jednocześnie z zewnątrz przez różnych mających sprzeczne interesy polityków. Nie warto podejmować prób racjonalizacji tej intrygi, rządziły nią nienawiść i chaos. I w końcu co najważniejsze – tak owo zdobycie władzy, jak i prowadzone dziś przez zwycięską koterię operacje odbywają się przy bierności innych segmentów państwa, w tym jego najwyższych władz. Gorzej, co rusz pojawiają się świadectwa (np. aktywność Skarbu Państwa), że dla rządu cały ten splot zdarzeń może być radosny i przyjmowany z zadowoleniem.

Instytucja upadła – to taka, która: 1. jest rzeczywiście kontrolowana przez nieformalną koterię o mało przejrzystych celach i powiązaniach; 2. koteria ta zdobyła ową kontrolę w rezultacie nieczytelnej intrygi; 3. podejmuje decyzje z manifestacyjnym lekceważeniem dla opinii publicznej; 4. pozbywa się wszelkimi sposobami ludzi wybitnych lub posiadających samodzielny autorytet; 5. i może to wszystko czynić przy bierności albo życzliwym milczeniu pozostałych instytucji państwa, w tym jego władz. Przypadek wyrzucenia Krzysztofa Skowrońskiego jest dlatego ciekawym elementem diagnozy państwa, bo bodaj po raz pierwszy bez wątpliwości wypełnia w całości tę definicję.

Pisząc parę lat temu książkę "State Building", Francis Fukuyama zauważył, że w XXI w. sztuka budowania państwa będzie najprawdopodobniej "kluczowym komponentem siły narodowej". Podzielam ten pogląd. Jeżeli marzy się nam Rzeczpospolita zdolna do podmiotowej i sprawczej roli w polityce – to nie można przechodzić do porządku dziennego nad upadłymi instytucjami. A jeśli na skutek zaniedbań i błędów w prawie i praktyce państwowej pojawia się nam wewnętrzna Somalia, najeżona pirackimi gniazdami – to powinnością całego państwa jest pilna organizacja ekspedycji karnej dla przywrócenia elementarnego ładu. Na somalijskie wybrzeże popłynęły – Bogu dzięki – zgodnie okręty wojenne Ameryki, Chin, Rosji i Europy. Patrząc na światową politykę – niecodzienna to zaiste wyprawa. Czy rząd i opozycja w Polsce naprawdę nie są zdolne do zgodnego przeprowadzenia wspólnego Blitzkriegu? I zwycięskiego powtórnego osadzenia Skowrońskiego w "Trójce"?