Zanegowanie przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego ustawy oświatowej jest wyraźnym znakiem, że we wzajemnych stosunkach PiS - PO i rząd - prezydent zasadnicza kłótnia nie uległa zmianie.Decyzja prezydenta jest najlepszym znakiem, że nie ma takich ważnych dla przyszłości spraw w Polsce, które mogłyby naprawdę pogodzić skłócone realnie i symbolicznie obozy polityczne. Być może doraźnie decyzja prezydenta przyniesie mu uznanie części wystraszonych rodziców, na dłuższą metę będzie jednak znakiem klęski jego strategii postępowania.

Reklama

>>> Zaremba: Nie eksperymentujmy na dzieciach

Po pierwsze bowiem reforma naszej edukacji przygotowana przez minister Katarzynę Hall stanowi tak naprawdę próbę dokończenia po latach zamierzeń reformatorskich, podjętych przez było nie było solidarnościowo-prawicowy rząd Jerzego Buzka. Ideologiczne zapędy i postkomunistyczne interesy wypaczyły reformę za rządów Millera, a co było potem, wszyscy aż nadto dobrze pamiętamy.Nawet dla naszych polityków staje się coraz bardziej jasne, że przyszłość Polski zależy od wielkości i jakości inwestycji w wykształcenie, wiedzę i naukę.

Po drugie wiemy od dawna, że system szkolnej edukacji i generalnie stopień objęcia dzieci opieką instytucji edukacyjno-wychowawczych stawia nas na samym końcu listy europejskich społeczeństw. Tzw. raport Boniego przyniósł poruszające dane na temat kapitału intelektualnego Polaków, co prawda bardzo kiepskiego zwłaszcza w starszych pokoleniach, ale i wśród najmłodszych Polaków lokujących nas na niechlubnych pozycjach w Europie.

Reklama

>>> Król: Prezydent zaszkodził wnuczce

Po trzecie także dzięki wysiłkowi niektórych dziennikarzy i mediów wiemy, jak niesprawiedliwie działa polski system edukacyjny. Nie dość, że dla uboższych i gorzej społecznie położonych kategorii społecznych dostępne jest jedynie płatne wyższe wykształcenie. Na poziomie gimnazjów i liceów zróżnicowanie wyników i możliwość dalszych karier edukacyjnych zależy w ogromnym stopniu od tego, czy dziecko mieszka i uczy się w dużym ośrodku miejskim, czy też na prowincji lub na wsi, i od tego, kim są jego rodzice. Wiejskie dzieci są wielorako upośledzone w możliwościach zdobycia ponadpodstawowego wykształcenia. Są znacznie gorzej przygotowane do nauki i ich kapitał intelektualny, by tak rzec, jest nieporównywalny z przeciętnym dzieckiem wielkomiejskim.

Ten fakt między innymi skłonił ministerstwo do propozycji obniżenia wieku dzieci objętych obowiązkiem szkolnym. Zresztą Polska już w tej chwili należy do zaledwie pięciu krajów, w których dzieci uczą się dopiero od 7. roku życia. Początkowym pomysłem było wprowadzenie klas "zerówek" - ale okazało się, że wówczas właśnie te dzieci, które najbardziej wymagają wsparcia w rozwoju edukacyjnym, są pozbawione dostępu do "zerówek". Bo klasy te są tworzone w przedszkolach - a tych po prostu nie ma na wsi i brakuje coraz bardziej w mniejszych miastach.

Reklama

Idea, by sześciolatki obowiązkowo zaczęły chodzić do odpowiednika obecnych "zerówek", miała w zamyśle doprowadzić właśnie do wyrównania szans edukacyjnych dzieci wiejskich i dzieci z małych miast. Trudno zmusić samorządy do zakładania przedszkoli, ale można na nich wymusić utworzenie "zerówek" w istniejących szkołach. Tym bardziej że w przypadku tej reformy rząd zamierza wykorzystać olbrzymie fundusze europejskie, co czyni obietnice minister Hall naprawdę realnymi.

W tym świetle argumenty towarzyszące zawetowaniu ustawy oświatowej brzmią doprawdy nieprawdziwie i zgoła nieporadnie. PiS i pan prezydent wszak jak tylko mogą, kreują się na rzeczników najuboższych i tych, którym żyje się najciężej. Ustawa oświatowa, jakby na nią nie patrzeć, zawiera w sobie plan przynajmniej częściowego naprawienia niesprawiedliwości i wyrównania szans edukacyjnych młodych Polaków.

>>> Michalski: Najgłupsze weto tej prezydentury

Twierdzenie zaś, że w czasie kryzysu nie należy reform wprowadzać, brzmi zgoła i komicznie, i groźnie. Wszak niedawno krytykowali działacze PiS i bodaj sam pan prezydent fakt, iż rząd nie bierze przykładu choćby z rządu Angeli Merkel aktywnie przeciwdziałającemu kryzysowi. Ale to właśnie inwestycje w wykształcenie stanowią jeden z elementów tego aktywnego programu rządu niemieckiego! W Polsce realizacja reformy z całą pewnością stanowić może nie tylko długofalowe działanie antykryzysowe, ale też doraźnie jej wprowadzenie w życie kryzysowi może przeciwdziałać, już choćby przez wszelkie prace przygotowujące szkoły do zmian wymaganych przez reformę.

"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie" - wydawało się, że prezydent Kaczyński jest w stanie w tak ważnej, tak wspólnej i tak wszystkich dotyczącej sprawie wznieść się poza partyjny partykularyzm. Okazuje się jednak, że linia PiS wzięła górę nad interesem - długofalowym interesem narodu.