Całą sytuację związaną z Waldemarem Pawlakiem, który jako wicepremier zorganizował ze swoimi współpracownikami, bliskimi i rodziną tak dobrze działającą samopomoc koleżeńską, obserwuję z takim samym zdziwieniem, jak poranną reakcję liderów Platformy na ujawnienie informacji na ten temat. W tym przede wszystkim dziwi mnie reakcja marszałka Komorowskiego, który uznał, że nie zostało złamane prawo, dlatego połowa całego problemu znika.

Reklama

>>> Monika Olejnik: Pawlakowi grozi dymisja

Rozumiem, że ta cała sytuacja jest dla PO niewygodna, bo PSL to koalicjant, na którego partia Donalda Tuska jest skazana. Jednak od marszałka Sejmu można byłoby oczekiwać, że zajmie w tej sprawie wyraźniejsze stanowisko, zgodne z tym, co PO przed wyborami podkreślała, iż normy prawne to jedno, a etyka, jasność i przejrzystość w polityce to drugie i równie ważne. Dlatego jestem zdziwiony tonem pobłażania polityków Platformy i lekceważeniem zarzutów stawianych przez dziennikarzy. Powinni oni mieć świadomość, że wyborcy oglądają serwisy informacyjne, czytają gazety, obserwują, co się dzieje, i oceniają.

>>> Pawlak tkwi po uszy w nepotyzmie – piszą dziennikarze śledczy DZIENNIKA

Nie sądzę, by historia ta wpłynęła w jakiś poważny sposób na sytuację w koalicji. Choć mam nadzieję, że premiera Tuska czeka ciężka rozmowa z wicepremierem Pawlakiem. Nie wiadomo jednak, czy wyniknie z niej coś konkretnego. Wystarczy przecież rzucić okiem na układ polityczny w Sejmie, by szybko dojść do wniosku, że alternatywy dla tego układu nie ma. Dlatego jest jasne, że koalicja ta jest na siebie skazana i się z tego powodu nie rozpadnie. Istotne jest jednak, jaki komunikat zostanie wydany przez polityków PO i rząd do społeczeństwa. Być może koalicjanci odczują skutki ujawnienia tej historii w najbliższym sondażu?