O ile jednak kontrowersyjne wypowiedzi, rozwód czy picie wódki podczas zgrupowania to na dobrą sprawę sportowy banał, gra na nucie religijnym jest już stąpaniem po bardzo niepewnym gruncie. Futbol dawno przestał być jedynie zabawą, w której dwudziestu dwóch facetów w krótkich gaciach biega po dużym zielonym trawniku. To zjawisko mogące wprawiać w ekstazę albo dołować całe narody. Zdarza się też, że stadiony pełnią rolę świątyń, w których można dać upust swoim skumulowanym emocjom, zademonstrować przywiązanie do konkretnej religii i nienawiść do innej. Zwłaszcza w Szkocji czy Irlandii Północnej, gdzie pod warstwą pozornego spokoju aż kipi od złych emocji. Jeszcze do niedawna kolejne kreowane przez Artura „niewinne” gesty były wydarzeniem rangi bulwarowej, które świetnie sprzedawały się mediach i tak naprawdę dodawały jedynie pikanterii wydarzeniom sportowym. W momencie kiedy do Polaka zaczęły przychodzić poważne listy z pogróżkami podpisywane przez terrorystów, a ostatnio znalazły one potwierdzenie (jego dom został zaatakowany cegłówkami), sprawa stała się poważna. Patrząc z polskiej perspektywy, można oczywiście w to wszystko powątpiewać i uważać, że temat jest dęty. Żaden Irlandczyk czy Szkot jednak nie podszedłby w ten sposób do tego, co dzieje się obecnie wokół Boruca.

Reklama

To nie przypadek, że piłkarska federacja Irlandii Północnej przed naszym najbliższym meczem w Belefaście zastosuje wyjątkowe środki ostrożności, a Polacy zostaną zakwaterowani w odosobnionym, oddalonym od miasta hotelu. Będzie on strzeżony znacznie pilniej i przez większą liczbę policjantów niż zazwyczaj. Na wysokości zadania staje też wreszcie PZPN, który wyśle z naszą drużyną dodatkową ochronę.

W efekcie w Belfaście pewnie nic złego się nie stanie, Boruc zagra bardzo dobrze, Polacy wygrają i wyjadą szczęśliwi, że wciąż mają szansę awansu do finałów mistrzostw świata. Nie zmieni to jednak faktu, że w tym czasie i w tym miejscu brak reakcji na pogróżki wobec Artura Boruca byłby tak samo nieodpowiedzialny jak niezwrócenie uwagi na bagaż bez opieki pozostawiony w porcie lotniczym.