Jest mi bardzo przykro, że dziennikarze TVP poczuli się zmuszeni do tego, by brać zwolnienia lekarskie. Jednak ich działanie niczego już nie zmieni. Trzeba było zachorować przed wywiadem z Declanem Ganleyem.

Reklama

Sumienie obudziło się w dziennikarzach za późno. Wcześniej przeprowadzili na zlecenie swojego pracodawcy wywiad z założycielem stowarzyszenia "Libertas", sprzeciwiającym się m.in. Traktatowi Lizbońskiemu. Oczywiście wcześniejsza odmowa zawsze wiąże się z ryzykiem, że zostaną wobec nich wyciągnięte konsekwencje dotyczące niewykonania pracy. Jednak w tym wypadku lepiej było wylecieć z takiej roboty, niż ryzykować, że wyleci się po jej oprotestowaniu.

Główny problem polega na tym, że upolitycznione władze stacji TVP stawiają dziennikarzy w trudnym położeniu. A wiadomo, że nie każdy z nich jest bohaterem, który od razu wie, jak w danym momencie się zachować. W całej tej żałosnej historii najgorsze jest to, że ludzie zaczynają pracować na polityczne zamówienie, a to jest równoznaczne ze śmiercią wolnego dziennikarstwa. Dla własnego dobra dziennikarze powinni mówić głośno o tym, co się dzieje w Telewizji Publicznej.