MACIEJ WALASZCZYK: Nie lubi pan klaunów? Małe dzieci bardzo się nimi zachwycają. Są po prostu zabawni.
BRONISŁAW WILDSTEIN: Lubię klauny, ale tylko kiedy występują na swoim miejscu. Gdy jednak zupełnie na serio udają polityków, to już co innego.
Co w piątek ostatecznie wyprowadziło pana z równowagi podczas programu „Forum” w TVP?
Nie sądzę, abym został wyprowadzony z równowagi.
Po wypowiedzi Stefana Niesiołowskiego jednak pan wstał i wyszedł ze studia. To nie zdarza się często.
Nie ma powodu, bym pozwalał się obrażać. Zwłaszcza kiedy prowadzący, widząc to, nie interweniuje. A obrażony zostałem w momencie, kiedy sprowadzono mnie do roli partyjnego propagandzisty.
Został pan nazwany „pisowskim dziennikarzem”.
Tak. I takie określenie jest obraźliwe, gdy mówi się w ten sposób o dziennikarzu.
Czy w ogóle jest sens, by wdawać się w dyskusję z politykami? Tak jest przyjęte w programie „Forum”.
I moim zdaniem taka formuła programu okazuje się po raz kolejny złym pomysłem. Kiedy pełniłem funkcję prezesa TVP, zdecydowałem o zdjęciu go z ramówki. Bo z jednej strony mamy tam przedstawicieli partii politycznych, którzy powtarzają w kółko to, co nakazuje im głosić organizacja partyjna. Z drugiej strony oczywiście uważam, że dziennikarze mogą dyskutować z politykami i wdawać się z nimi w spory. Ale faktem jest, że formuła tego programu niewiele wnosi do debaty publicznej.
Czy po tym programie jacyś dziennikarze zwrócili się do pana z wyrazami solidarności?
Tak, było ich wielu.
Namawiał ich pan do bojkotowania Stefana Niesiołowskiego? Pan już zapowiedział taki protest.
Nie zapowiadałem nic takiego. Dziennikarze kierują się swoim rozumem, swoimi racjami. Nie widzę powodu, żebym organizował kampanię przeciw Stefanowi Niesiołowskiemu.
Dlaczego ponad półtora roku po wyborach politycznym punktem odniesienia wciąż jest PiS? To Kaczyńscy i ich partia rozgrzewają emocje, etykietkuje się „pisowskich dziennikarzy”...
Bierze się to pewnie stąd, że była to skuteczna strategia polityczna – najogólniej rzecz ujmując – establishmentu III RP, do którego włączyła się również PO. A sprowadzała się ona do próby demonizowania PiS jako partii będącej zagrożeniem dla demokracji, o rzekomo totalitarnych skłonnościach, tworzącej państwo policyjne i zagrażającej swobodom obywatelskim. Z powodu przewagi medialnej tegoż establishmentu taki właśnie wizerunek udało się z powodzeniem wykuć. Tę strategię usiłuje się dziś podtrzymywać z kilku powodów. Jest to wygodne np. dla PO, która będzie mówiła: „proszę bardzo, może nie jesteśmy święci, ale za rogiem czai się PiS, więc trzeba nas popierać”. Po drugie, budując obraz na zasadzie: PiS – anty-PiS, który jest przecież absurdalny, doprowadza się do tego, że każdą krytykę rządów Platformy Obywatelskiej można sprowadzić do działań propisowskich. I tę metodę bardzo konsekwentnie stosuje m.in. Stefan Niesiołowski. Jednocześnie jednak establishment III RP obawia się partii Kaczyńskich, która zagraża jego interesom. Stąd próby wyeliminowania jej z naszej rzeczywistości.
Jednak media nie bojkotują Stefana Niesiołowskiego, który już wielokrotnie przekraczał granice. Żadnemu z polityków PiS tak ostra polemika nie uszłaby całkowicie płazem. Dlaczego?
To pokazuje, jak pewna część mediów wyszła z właściwej sobie roli i naruszyła normy, które powinny rządzić ich działaniem. To, co absolutnie nie przeszłoby w wykonaniu polityka PiS, w przypadku posła Niesiołowskiego wciąż jest tolerowane. Problem w tym, że niszczy on w ten sposób debatę publiczną i uniemożliwia krytykę. Jeśli zaakceptujemy tę optykę, to media zostają zredukowane do rzeczników walczących ze sobą partii i stracą jakiekolwiek znaczenie. Stefan Niesiołowski nawet nie dyskutuje, ale rzuca epitetami w rodzaju: obłudny, ohydny, paskudny, obrzydliwy. Tymczasem wciąż jest zapraszany do komentowania wydarzeń politycznych, do dyskusji i jak widzimy – wciąż funkcjonuje. To, że został marszałkiem Sejmu z nominacji PO, świadczy również o Platformie, która świadomie prowokuje takie sytuację. Niesiołowski i Palikot służą do tego, by podtrzymywać atmosferę walki z PiS. Są media, które przyjmują taki schemat i się mu podporządkowują.
Czy kilkanaście lat temu również pan tak negatywnie oceniał Stefana Niesiołowskiego? On również wówczas nie przebierał w słowach, był wyrazistym politykiem ZChN. Tyle że jego przeciwnikami byli główni postkomuniści.
Oczywiście, w słowach nie przebierał. Jednak nie było to tak konsekwentne i jednoznaczne. Raczej sprowadzało się do pewnego rodzaju ekscesów. Zresztą jeśli chodzi o postkomunistów, to można mieć wątpliwości co do ich pozytywnej roli w III RP. Przede wszystkim trzeba pamiętać, że są to ci sami ludzie, którzy mają na sumieniu walkę z demokracją. Nie pamiętam jednak, by atakując postkomunistów, Niesiołowski robił to równie zajadle, jak obecnie atakuje PiS.