Paulina Nowosielska: Miał pan wygłosić referat na konferencji poświęconej Czerwcowi 1989 r. Zaproszenie zostało jednak odwołane. Jest pan zły, przykro panu?
Andrzej Nowak*: Tak, przykro. W zeszły poniedziałek dostałem niezwykle uprzejme zaproszenie do wygłoszenia referatu na sesji Polskiej Akademii Umiejętności. Zaraz więc następnego dnia odpowiedziałem, że się zgadzam i zaproponowałem temat dotyczący przemian w Związku Sowieckim w końcu lat 80. Chodziło o kontekst wyborów w Polsce w 1989 r. W ogóle cała sesja miała być poświęcona tej tematyce. To znaczy, jest poświęcona, bo odbędzie się z pewnością. Tyle że beze mnie. Bo w zeszłą środę dostałem kolejny list, od tego samego nadawcy, czyli prof. Jerzego Wyrozumskiego, że w skutek zaistniałych sytuacji nie skorzysta z mojego referatu. To było dosłownie kilka lakonicznych słów. Zero wyjaśnienia.
Pan się dziwi? Proszę wybaczyć, ale stał się pan ostatnio takim gorącym kartoflem.
Bardzo szanuję prof. Wyrozumskiego, u którego lata wcześniej zdawałem egzamin z historii średniowiecza. Mam żal, że nie podjął żadnej próby kontaktu ze mną. Tym bardziej że na mój temat dyskutowano ostatnio wyłącznie w kontekście pracy magisterskiej Pawła Zyzaka. I dyskutowali niemal wyłącznie politycy. Do niedawna wydawało mi się, że w cechu historyków powinno obowiązywać jakieś minimum zaufania polegające na tym, że nie wydaje się lekką ręką wyroków.
Ale proszę nie mówić teraz, że nie spodziewał się pan takich reakcji?
Bo do tej pory tylko o nich czytałem! Na przykład o reakcjach na niewłaściwe politycznie wystąpienia i zachowania profesorów pod koniec lat 40. ubiegłego wieku. A przy okazji...Debiutowałem jako historyk w "Kwartalniku Historycznym" rok przed urodzeniem Pawła Zyzaka. To najpoważniejsze pismo historyczne w Polsce. Teraz w najnowszym numerze ukazuje się mój duży artykuł na temat prof. Henryka Wereszyckiego. Profesora z Uniwersytetu Jagiellońskiego, który był głównym negatywnym bohaterem jedynej zorganizowanej w polskiej historiografii konferencji metodologicznej w Otwocku w 1950 r. Miały tam miejsce takie przykre sytuacje, jak odsuwanie się części środowiska od człowieka napiętnowanego przez władzę.
I pan tak się czuje? Napiętnowany?
Tak, przez władzę i media. Ale mam nadzieję, że wkrótce cała sytuacja się rozwiąże.
Czyli co się wydarzy?
Dwie rzeczy. Po pierwsze pozwoliłem sobie napisać do prof. Wyrozumskiego bardzo krótko, że między poniedziałkiem a środą w zeszłym tygodniu mój dorobek nie uległ istotnej zmianie. Nadal mam wydanych dziesięć książek i wypromowanych 60 magistrantów. Czekam teraz na odpowiedź. Po drugie jeszcze w kwietniu ma się odbyć rada wydziału historycznego UJ zaplanowana przez dziekana. Jednym z punktów dyskusji będzie moja sprawa. Wiem, że dziekan podtrzymuje swoje wcześniejsze decyzje.
Są dla pana korzystne?
Tak. Dziekan mnie nie piętnuje, nie wyrzuca, nie pali na stosie. Będę miał w końcu okazję, by w gronie historyków umówić pracę magisterską Pawła Zyzaka. Jak również recenzję moją i dr. hab. Zdzisława Zbylewskiego. Dopiero konfrontacja recenzji i samej pracy może pokazać, czy zostały popełnione błędy. Do tej pory ani entomolog z Łodzi, ani prawniczka z Białegostoku, ani socjolog z Płocka nie mieli okazji zapoznać się z recenzją. Za to o metodologii pracy historycznej mieli bardzo wyrobione zdanie. Dla mnie najgorsze jest to, że przez takie nieuprawnione sądy ryczałtem skreśla się dorobek życia człowieka. Czyli to, co robiłem przez przeszło trzydzieści lat.
Pan żałuje, że był promotorem pracy Zyzaka?
Nie żałuję, bo to całe zamieszanie jest niezwykle pouczające. Lepiej dziś rozumiem mechanizmy historii. Nie mamy dziś ani Polski stalinowskiej, ani Związku Sowieckiego. Ale widać próby powrotu do mechanizmów żywcem wyjętych z tamtych czasów. Czyli wielkiej akcji szczucia, kampanii nienawiści wymierzonej w słabszych.
Kto jest ich inicjatorem?
Tu akurat nic się nie zmieniło: politycy i ludzie kochający władzę. Niezmiennie jest również to, że na część środowiska takie zastraszanie działa.
Czy to pana poglądy polityczne zadecydowały o tym, że wziął pan pod swoje skrzydła akurat Pawła Zyzaka?
To nieprzyjemne i nieuczciwe stawianie sprawy. Jedyne, co mogę zrobić, to odesłać do moich poprzednich publikacji. I niech jakieś grono historyków, a nie niedouczonych polityków za przeproszeniem, wypowie się, czy są tam błędy i przekłamania.
Myślał pan o tym, by spotkać się z Lechem Wałęsą i twarzą w twarz, po męsku wyjaśnić sobie kilka spraw?
To byłoby bardzo trudne. Bo były prezydent starannie dobiera sobie ludzi, którymi się otacza. I o ile mi wiadomo, nie przepada za rozmowami z osobami, które nie podzielają jego poglądów na jego własny temat.
*Prof. Andrzej Nowak, historyk UJ, promotor pracy magisterskiej Pawła Zyzaka