Oglądanie newsów rosyjskiej telewizji państwowej (innej tam nie ma) było bardzo pouczające w czasie sierpniowej agresji na Gruzję. Teraz ze względu na polityczne zamieszanie w Mołdawii. Polskie media interesują się powyborczymi awanturami w tym małym kraju w stopniu dużo mniejszym niż rosyjskie środki przekazu. Szkoda, bo konflikt w Mołdawii (czy jak kto woli w Mołdowie) jest ciekawym przypadkiem czegoś, co jest nazywane case study.

Reklama

Mołdawia to dziwny kraj. Większość społeczeństwa chce należeć do Unii Europejskiej, a jednocześnie głosuje (niezależnie od możliwych fałszerstw wyborczych) na promoskiewskich komunistów. Ludzie mówią tam po rumuńsku, uważają się za gałąź Rumunów, ale na prezydenta wybrali faceta, który nazywa się Władymir Nikołajewicz Woronin. Ponoć ten pan miał jedną babcię i jednego dziadka rumuńskiego pochodzenia. Ale specjalnie się z tym nie afiszuje. W każdym razie Mołdawia z racji swej rumuńskości i niewielkich rozmiarów ma realne szanse na przyjęcie do UE w przewidywalnej przyszłości.

I tu zaczyna się problem. Bo wszak jest to strefa wpływów Rosji, jej tzw. bliska zagranica. Więc rosyjscy widzowie dowiadują się, że w Mołdawii prawowitą władzą, jedynie odpowiedzialną, jest prezydent Woronin. Prozachodnia opozycja jest awanturnicza i cynicznie wykorzystuje młodzież do demolowania rządowych budynków. A członek Unii - Rumunia - sponsoruje i podsyca te antypaństwowe działania, wymierzone w suwerenność narodu mołdawskiego. Aby nie były to gołosłowne oskarżenia kremlowska telewizja pokazuje wypowiedzi zatroskanych obywateli Mołdawii, którzy widzieli lub słyszeli o tych wszystkich knowaniach.

Gdyby nie to, że sprawa jest śmiertelnie poważna to można byłoby się śmiać z tej formy propagandy, którą my pamiętamy sprzed 1989 roku. Naprawdę w dziennikarskich materiałach padają sformułowania o "określonych siłach", "pójściu na lep" i "wodzie na młyn". Podobnie jest gdy czasem w rosyjskich newsach pojawia się polski temat - zazwyczaj dotyczący naszych relacji z Rosją lub spraw NATO-wskich. Wtedy padają te same określenia. Jeśli ktoś myśli, że odnajdzie tam cień życzliwości wobec nas to mocno się zawiedzie. W rosyjskiej telewizji zawsze jesteśmy czarnym bohaterem. I to niezależnie od tego kto u nas rządzi i co robi.

Reklama