Czołgowe gąsiennice znowu zachrzęściły na ulicach Tbilisi. Są kraje, które mają dar konsekwentnego kompromitowania się przed resztą świata. Gruzja stała się ich niechlubnym liderem.Tbilisi głosi na prawo i lewo, że pada ofiarą rosyjskich prowokacji. Być może. Trzeba jednak przyznać, że w przeciwieństwie do innych krajów borykających się z rosyjską nadaktywnością, zbyt łatwo im ulega. Nie jest to bynajmniej wina gruzińskiego temperamentu, ale fatalnego przywództwa. A konkretnie prezydenta Michaela Saakaszwilego.

Reklama

Przywykliśmy w Polsce do bronienia go przed agresywną polityką Rosji. Sporo do myślenia dał jednak niedawny komentarz w Kommiersancie. Gazeta dowodziła, że rządy Saakaszwili są na rękę Rosji, Moskwa powinna torpedować próby obalenia go. Dlaczego? Ponieważ nieodpowiedzialna polityka przywódcy Gruzji oddala szanse na członkostwo tego kraju w UE i NATO. Mało tego, skompromitowała amerykańskie zaangażowanie w budowę gruzińskich sił zbrojnych i służb specjalnych. Słowem, im dłużej rządzi Saakaszwili, tym mniejsze szanse na zbliżenie Gruzji do Zachodu.

Prorosyjski Saakaszwili? Pozornie mało wiarygodne, ale coś piszczy w trawie. Prezydent Gruzji jest nastawiono wrogo do Moskwy, ale w sferze realnych działań, idzie jej na rękę. Dostarcza garściami argumenty przeciwko traktowaniu jego kraju jako poważnego kandydata do struktur euroatlantyckich. Ze skutkiem. Na ostatnim szczycie NATO w Strasburgu, wspomniano jedynie, że drzwi do Paktu nie są dla nikogo zamknięte, ale wszyscy kandydaci muszą spełniać kryteria Sojuszu. Nic więcej, żadnych konkretów. Rosja powinna poczuć się zadowolona.

Czarną serię błędów Saakaszwilego zapoczątkowało rozbicie w 2007 roku wiecu opozycji i zajęcie przez wojsko gmachu niezależnej telewizji. Zbawca Gruzji nagle okazał się postsowieckim satrapą tłukącym opozycję pałkami i nasyłającym na nią żołnierzy. Mit reformatora i demokraty prysł. Jeszcze gorsza była decyzja o zbrojnym przywróceniu integralności terytorialnej w Osetii Południowej. Atak sprowokował Rosję do interwencji, armia gruzińska została rozbita, infrastruktura kraju zniszczona. Prezydent poniósł klęskę. Potem zasłynął wywiezieniem Lecha Kaczyńskiego pod pozycje osetyjskie - wbrew wszelkim zasadom bezpieczeństwa - gdzie doszło do użycia broni.

Reklama

Saakaszwili wszystkie niepowodzenia i problemy uzasadnia działaniami rosyjskiej agentury. To ona jest winna zdestabilizowaniu kraju, klęsce w wojnie z Rosją, zapaści gospodarczej. Prezydent pozostaje człowiekiem bez skazy. Obrońcą kraju. Tymczasem w Gruzji jest dość ludzi, którzy chcieliby jego odejścia. Nie agentów, ale patriotów widzących, że pcha kraj w przepaść. Są wśród nich także wojskowi. Sztab generalny sprzeciwiał się inwazji Osetii, wykonał jednak zgubny rozkaz. Teraz część oficerów powiedziała Saakaszwilemu - dość. Agentura jest problemem Gruzji, ale większym jest on sam.