Nie jestem aż takim mięczakiem, za jakiego uważają mnie niektórzy bracia Sarmaci. Chciałbym, aby bardziej asertywna w gębie – od polityki Tuska i Sikorskiego – polityka zagraniczna Kaczyńskich odniosła sukcesy. Ale ich nie miała. Żadnych. Miała tylko koszty. Jedynym jej sukcesem na Wschodzie było rosyjskie embargo na polską żywność, utrzymane od pierwszego do ostatniego dnia rządów PiS-u. Zdejmowane powoli z polskich produktów, z polskiego handlu, przez następny rok. Jedynym sukcesem tej asertywnej w gębie strategii Kaczyńskich było odrzucanie polskich inicjatyw w obszarze polityki wschodniej przez wszystkie istotne stolice UE, łącznie z Brukselą. Bo Rosja zainicjowane przez siebie w okresie rządów PiS-u zamrożenie stosunków z Polską skutecznie przedstawiała w oczach Paryża, Berlina, Rzymu czy Londynu, jako winę Polski. Jako argument, że polskie projekty i ambicje wpływania na politykę wschodnią Unii są dla Unii szkodliwe, bo są to ambicje i projekty zgłaszane przez kraj, który - z przyczyn historycznych albo z powodu rzekomo niesprowokowanej niczym, wyssanej z mlekiem matki, rusofobii Polaków – wmanewrowuje całą Unię w nieustający konflikt z Rosją. Nawet Vaclav Klaus przestawał być w takiej sytuacji, i w tym wymiarze polityki europejskiej, sojusznikiem Kaczyńskich. Od razu wybierał Putina. A w oczach tzw. starej Europy całkowicie to Polskę załatwiało i groziło nam izolacją od jakichkolwiek realnych politycznych inicjatyw i działań Unii Europejskiej, nie tylko w obszarze polityki wschodniej, ale w obszarze polityki każdej.

Reklama

Właśnie dlatego sam fakt, że Polska odbudowała robocze dwustronne kontakty z Rosją, a już szczególnie w momencie, kiedy Rosja, w odpowiedzi na NATO-wskie manewry w Gruzji postanowiła nieco schłodzić swoje stosunki z Paktem Północnoatlantyckim, jest dla nas sukcesem. Z pozoru zaledwie wizerunkowym, z którego jednak wynikają konkretne korzyści. Naszym sukcesem jest deklaracja Ławrowa, że Sikorski przekonał Rosjan, iż unijna inicjatywa partnerstwa wschodniego nie jest skierowana przeciwko Moskwie. Partnerstwo Wschodnie, czyli wchodzenie z zachodnimi pieniędzmi, organizacjami pozarządowymi i ambitnymi planami na odległą przyszłość w obszar uznawany dzisiaj przez Kreml za „bliską zagranicę”, własną nienaruszalną strefę wpływów, to w końcu jeden z najbardziej dla Kremla niewygodnych projektów Zachodu. Odziera Putina i Miedwiediewa z szat mocarstwowości, które są im potrzebne przede wszystkim na użytek własnych obywateli. A Polska - i Sikorski osobiście – ma w projekcie Partnerstwa Wschodniego swój udział. Dlatego wykorzystanie Sikorskiego przez Ławrowa, jako gołąbka niosącego gałązkę oliwną z Moskwy na szczyt Unii w Pradze, jest opłacalne dla samego posłańca. I dla nas. Jest sukcesem naszego rządu, dającym się zdyskontować.

To wszystko zaledwie dyplomatyczna, zmienna gra, ale uzbrojony w taką deklarację Rosjan Sikorski, wizerunkowo oczyszczony z zarzutu „rusofobii”, będzie miał w Pradze nieporównanie większe pole manewru i nieporównanie większy autorytet niż by miała Anna Fotyga z satysfakcją podzwaniająca zardzewiałymi kajdanami, pokazująca głębokie rany, jakie Moskwa Polsce zadała: kolejne embarga, nieodbyte wizyty, spotkania, do których nie doszło. Taka Kalwaria Zebrzydowska, takie malownicze widowisko pasyjne w wykonaniu polskiej dyplomacji, nikogo w Europie do nas przez dwa lata rządów PiS-u nie przekonało. Można powiedzieć, że wręcz przeciwnie. Spadliśmy do ligi narodów i państw bardziej malowniczych, ale niekoniecznie bardziej wiarygodnych.

Priorytety polskiej polityki zagranicznej są dwa: coraz głębsze ukrywanie naszego wciąż słabego państwa, naszego wciąż liżącego rany narodu i naszej wciąż patologicznej polityki wewnętrznej jak najgłębiej w politycznych, obronnych i ekonomicznych strukturach Zachodu. Drugi priorytet, to unikanie wszelkich konfliktów z Rosją, afiszowanie się wręcz ze swoimi normalnymi stosunkami dwustronnymi z Moskwą, nawet jeśli całkiem normalne ciągle jeszcze nie są. Po to, by nie straszyć Zachodu, że Polska, razem ze sobą, podrzuca Zachodowi kukułcze jajo nieustającego konfliktu z ważnym dla Unii partnerem.

Reklama

Stereotyp Polaków jako rusofobów nie jest prawdą, prawdą być nie musi, ale ten stereotyp skutecznie rozgrywają często przeciwko nam zarówno Rosjanie, jak i niektórzy nasi nowi przyjaciele z Zachodu. I właśnie dlatego każde spotkanie, każda deklaracja unieważniająca ów stereotyp – a pomiędzy Sikorskim i Ławrowem padło takich deklaracji sporo – jest sukcesem polskiej polityki zagranicznej. Sukcesem wymiernym, mającym zastosowanie zarówno na wschodnim, jak i na zachodnim froncie polskiej dyplomacji.