ANNA WOJCIECHOWSKA: Romans Wałęsy z Libertas na dobre rozgrzewa polityków. Pana ta wolta cieszy, martwi, denerwuje czy po prostu intryguje: co też za zamysł tym razem zrodził się w głowie byłego prezydenta?
LUDWIK DORN*: Żadna z tych rzeczy. Ja mam do tego stosunek emocjonalnie całkowicie neutralny. Lech Wałęsa postępuje tak jak zwykł postępować.
Ale dlaczego robi to, co robi? Pan go rozumie?
Tak. Zaangażował się w Donalda Tuska, PO i Europejską Partię Ludową, bo Tusk wraz ze swoim środowiskiem rozwiązywał mu pewien problemik biograficzny, a miliarder Ganley i Liebertas rozwiązują mu problemik finansowy.
Zatem nie można powiedzieć, że nie zdaje sobie sprawy z tego, co zrobi, że taki ma przewrotny charakter? To przemyślany plan?
Bardzo racjonalny plan w obu przypadkach. Tyle że rozumiany w kategoriach osobistych, a nie politycznych. Nie bardzo rozumiem tych wszystkich polityków, którzy wylewają wiadra atramentu czy też męczą klawiatury komputerów, analizując jego dzisiejsze postępowanie z punktu widzenia politycznego. Co tu dywagować?
Ale z pana interpretacji wyłania się bardzo ponury obraz Wałęsy.
Dlaczego? Ja mówię to po prostu, może nie z sympatii, ale empatii.
Mamy rozumieć, że legendarnym przywódcą „Solidarności” kieruje dziś już tylko zwykły strach i pieniądze?
Ja unikam sformułowań, które mogłyby sugerować, że kogokolwiek w życiu politycznym wystawiam na mój osąd moralny.
Ale taki jest naturalny wniosek z tego, co pan mówi. Naprawdę Wałęsa kompletnie ignoruje w tej chwili polityczne konsekwencje swoich ruchów?
A jakie to ma znaczenie dla Lecha Wałęsy? Żadne. Liczyłby się z negatywnymi konsekwencjami, gdyby dotyczyły one jego, i byłby akurat zdolny je przewidzieć. Posiadanie idei i poglądów nie obejmuje całości populacji ludzi czy nawet populacji polityków, czy też byłych polityków.
Zatem w tej historii w ogóle nie ma znaczenia, co naprawdę Lech Wałęsa sądzi o Unii Europejskiej?
Żadnego.
Ale musi zdawać sobie sprawę, że dziś dzięki niemu Libertas wypływa?
Ale co to ma do rzeczy? Naprawdę dla Lecha Wałęsy nie ma żadnego znaczenia, co on sądzi o Unii Europejskiej.
A da się w ogóle odczytać, co sądzi?
Sądzę, że nic nie sądzi. Poza tym, że kiedyś, krótko po tym, jak został prezydentem Polski, pojawiło się u niego marzenie, by zostać prezydentem Europy. Wydał nawet polecenie ministrowi Skubiszewskiemu, by polskie MSZ zbadało drogami dyplomatycznymi szanse na wyniesienie go do godności prezydenta Europy. Minister Skubiszewski się cokolwiek przeraził i to skręcił, bo był człowiekiem odpowiedzialnym.
A więc może być też jednak w tym dzisiejszym planie i motywacja polityczna? Uwiarygadniają się informacje, że deal z Ganleyem zakłada też wsparcie Wałęsy na prezydenta UE po wejściu w życie traktatu lizbońskiego.
Z pewnością Ganley jest pragmatykiem. Wałęsa też jest pragmatykiem, choć na innym poziomie. Ja wiem jednak tylko, że miał takie aspiracje. Z tego nie wynika jednak, że dziś to też była motywacja.
Wałęsa wygra na tym, co teraz robi?
Problem biograficzny w kategoriach politycznych przynajmniej na jakiś czas ma rozwiązany. Problem finansowy? Trzeba by dopytać o umowę, ale sądzę, że też. Więc, o co chodzi?
O to, że Wałęsa chce jednocześnie pozostać legendarnym przywódcą, który ocalił naród. Kiedy zaczyna działać tylko dla pieniędzy, to burzy ten nieskazitelny wizerunek.
Nie sądzę, by ludzie mieli taką potrzebę rozumienia Lecha Wałęsy. On zwłaszcza w kontekście 20-lecia został już przez bieg wydarzeń i historię obsadzony w roli totemu plemiennego. Totemy plemienne się okadza, obnosi. Nikt nie ma potrzeby, żeby rozumieć totem plemienny.
To może Donald Tusk za bardzo zaangażował się w to okadzanie? Wygląda na to, że dziś to on najbardziej się oszukał na Wałęsie i zapłaci największą cenę za woltę byłego prezydenta.
Przesada. Z punktu widzenia środowisk opiniotwórczych premier Tusk rzeczywiście jest w niełatwej sytuacji. Ale idą wybory do Parlamentu Europejskiego. Przecież te środowiska nie zaczną teraz atakować Tuska. A i w kategoriach liczby głosów to nie jest wielki problem.
Pośrednio Wałęsa może za to zaszkodzić swoim największym wrogom: braciom Kaczyńskim.
Nie jestem w stanie powiedzieć, czy to była jego przemyślana intencja. Ale tak być może. To, co robi Wałęsa, rzeczywiście jest promocją Libertas, a więc w tym sensie bije w PiS. To ta partia i Prawica Rzeczpospolitej mogą stracić w wyborach. Choć ta akcja z Wałęsą może okazać się tylko efektowna w sferze medialnej, a sferze zachowań wyborczych mało skuteczna. Niezależnie od tego teoretycznie wyobrażam sobie, że za jakieś pięć tygodni sam Wałęsa powie, że zawsze walczył z Libertas. Tylko chytrze.
*Ludwik Dorn, poseł niezrzeszony, były wiceszef PiS