JERZY JACHWOCZ: Prokurator krajowy Edward Zalewski w latach 80. wydał funkcjonariuszowi SB zgodę na przesłuchanie niepełnosprawnego opozycjonisty Stanisława Śniega. Gdyby pan był ministrem, powierzyłby pan Edwardowi Zalewskiemu tak wysokie stanowisko?
ZBIGNIEW ĆWIĄKALSKI: Chcę najpierw podkreślić, że znam sprawę jedynie ze środków masowego przekazu. Oczywiste, że nie miałem żadnego wpływu na to, kto zostanie prokuratorem krajowym, a pana Zalewskiego znałem jako bardzo dobrego fachowca, który zajmował się sprawami korupcji w piłce nożnej. Tam odnosił niewątpliwe sukcesy. Jeszcze będąc ministrem i prokuratorem generalnym powiększyłem zespół prokuratorów, który tym się zajmował. Wtedy pan wicepremier Grzegorz Schetyna dodał jeszcze policjantów z CBŚ. Te działania zdecydowanie przyspieszyły postępowania w sprawie machlojek nieuczciwych działaczy piłkarskich, sędziów, trenerów i wreszcie samych piłkarzy.
Nie chodzi mi o sukcesy prokuratora w ostatnich latach. Mnie interesuje jego ciemna plama w biografii zawodowej. Wysługiwanie się reżimowi w latach stanu wojennego. Dlatego powtarzam pytanie: czy chciałby Pan mieć takiego człowieka na stanowisku prokuratora krajowego?
W czasie kiedy kierowałem resortem, ważne dla mnie było to, by mieć ludzi fachowych. Natomiast odpowiadając wprost na pana pytanie, chcę powiedzieć tak: obecnie polegać mogę tylko na wypowiedzi ówczesnego przełożonego pana prokuratora Zalewskiego, który twierdził w środkach masowego przekazu, że on nie mógł się wtedy zachować inaczej. Ale tak naprawdę nie wiem, nie znam dokładnie sprawy. Nie opierałbym więc swojego zdania tylko na takiej opinii. Na pewno ściągnąłbym akta osobowe i kazałbym sobie przedstawić bliższą informację na ten temat.
Czyli nie umywałby pan rąk od tej sprawy, tak jak to robi Andrzej Czuma?
Nie wiem czy umywa. Ja zawsze reagowałem, jeżeli środki masowego przekazu informowały o zastrzeżeniach czy wątpliwościach co do jakiejś osoby. Wtedy chciałem mieć bliższą, bardziej szczegółową informację. Myślę, że dzięki temu ustrzegłem się sytuacji, w której by mnie atakowano za jakieś kontrowersyjne awanse, czy podejrzane zmiany personalne. I to w sposób dość bezkompromisowy, ze względu na to że mój nominat miałby jakąś ciemną a niewyjaśnioną plamę w życiorysie.
Najgorsze jest to, że w ministerstwie sprawiedliwości, które powinno być czyste jak kryształ, mamy do czynienia z jakimś ciągiem ciemnych nominacji.
Zapewne myśli pan o prokuratorze Tomaszu Pruskim, mianowanym na zastępcę szefa kadr w ministerstwie. Został on zresztą później odwołany ze stanowiska.
Dokładnie. A został on ściągnięty z Wrocławia do ministerstwa właśnie przez pana Zalewskiego. A przecież miał niechlubne konto prokuratorskie z lat 80, kiedy wyróżniał się aktywnością w walce z podziemną "Solidarnością". W ministerstwie zaczął powstawać krąg ludzi związanych pracą w prokuraturze od lat 80.
To wszystko działo się już po moim odejściu, więc moja wiedza ma jedynie swe źródło w mediach.
Pan jako doświadczony obrońca będzie to pamiętał. Jaki był zwyczaj w latach 80.? Czy zezwolenie funkcjonariuszowi SB na przesłuchanie kogoś, kto siedzi w areszcie mógł dawać prokurator przypadkowy, nie zajmujący się tą sprawą?
Oczywiście, że nie. Zasada była taka, że dawał ten, kto prowadził sprawę. Chyba że był on na urlopie. Wtedy ktoś go zastępował. Ale generalnie to prowadzący sprawę dawał takie zezwolenie.
Pan Zalewski utrzymuje, że nie prowadził sprawy przeciwko Śniegowi i to tylko przypadek, że on dał zezwolenie funkcjonariuszowi SB. Gdyby się okazało, że pan Zalewski mija się z prawdą, czy to można by poprzestać na nazwaniu tego podpisu z lat 80. jedynie "wstydliwym epizodem"?
Dla mnie najważniejsza jest zawsze prawda choćby nawet przykra. Dlatego wolę, jeżeli ktoś mówi wprost, co ewentualnie ma na sumieniu niż próbuje zatajać nawet niewygodne fakty z przeszłości.Dopiero wtedy można to ocenić.Nie ulegałbym jednak wyłącznie presji medialnej.
Dziwnie brzmi oświadczenie rzeczniczki, pani Katarzyny Szeskiej, która twierdzi, że podpis Zalewskiego pod zgodą na przesłuchanie Śniega nie może być w żadnym razie dowodem na to, że prokurator prowadził wobec niego postępowanie.
Wyjątkowo tak mogło się zdarzyć. Jak prokurator jest na urlopie, to w wypadkach nie cierpiących zwłoki inny prokurator podejmuje decyzję procesową. Dla mnie pan prokurator Zalewski do momentu mojego odejścia był profesjonalnym, bardzo dobrze ocenianym prokuratorem. Zajmującym się konkretnymi sprawami we Wrocławiu w wydziale do spraw przestępczości zorganizowanej. Był naczelnikiem tego wydziału.
Czy nie dostrzega pan pewnej prawidłowości w tym, że kluczowe stanowiska w aparacie sprawiedliwości, ścigania, a więc np. komendant główny policji, obsadzane ludźmi tylko z jednego regionu, czyli z Dolnego Śląska, skąd wywodzi się wspomniany wcześniej wicepremier Schetyna.
Ja mogę mówić tylko o swoim okresie. Wtedy nie było żadnych preferencji. Akurat pan prokurator Marek Staszak, który był wtedy prokuratorem krajowym był z poznańskiego, a z kolei pan Marian Cichosz, który był sekretarzem stanu, pochodził z Lublina.Inny mój zastępca był z Warszawy, a jeszcze inny z Krakowa.Było to bez znaczenia.
Gdyby się potwierdziło, że pan Zalewski maczał palce w latach 80. w sprawy opozycji politycznej, czy pan powierzyłby mu stanowisko prokuratora krajowego.
Gdyby przekroczył swoje uprawnienia, albo był nadaktywny w tym co robił, z całą pewnością nie.Trzeba jednak pamiętać, że byli prokuratorzy którzy wnioskowali o najniższe wymiary kar. Tych ludzi się ceni teraz. Bardzo chciałbym, żeby pan Zalewski należał do tych prokuratorów o których się mówi dobrze.Ja nie miałem do niego żadnych zastrzeżeń.